ROCZNIKI HUMANISTYCZNE
Tom L, zeszyt 4 - 2002
ZESZYT SPECJALNY
STANISŁAW OBIREK SJ
Kraków
NIETYPOWY JEZUITA
Mówienie czy pisanie o typowym jezuicie nie ma wielkiego sensu, gdyż
najlepszą definicją jest właśnie (zdaniem samych jezuitów) brak takowej.
Wychowanie jezuickie, czy tzw. formacja, ma to do siebie, że kształtuje
indywidualistów a więc osobników niepowtarzalnych.
Jednak o Jerzym Paszendzie znający go konfratrzy dość zgodnie mówią
jako o jezuicie nietypowym, a więc różniącym się od nas, mimo wszystko
typowych indywidualistów. Na czym owa nietypowość polegać by miała,
spróbuję pokazać na kilku stronicach przeznaczonych do Księgi Jubileu-
szowej Jerzego Paszendy.
Urodzony siedem lat przed II wojną światową, dzieciństwo i młodość
spędził w rodzinie nauczycielskiej skazanej na wędrowanie. Dziś nie potrafi
wskazać małej ojczyzny, bo w całej Polsce czuje się u siebie. Wstąpienie do
zakonu w 1955 r. w pewnym sensie potwierdza ową regułę. Wstąpił do pro-
wincji warszawskiej, a nie krakowskiej, bo akurat studia z historii sztuki
odbył w Lublinie. Tam też jezuici, oo. Jerzy Mirewicz i Stefan Miecznikow-
ski, byli duszpasterzami akademickimi. Do zakonu przyjął 23 letniego absol-
wenta historii sztuki prowincjał warszawski o. Bogusław Waczyński. Pracę
magisterską napisał Jerzy Paszenda o kościele po bernardynkach, obecnie
jezuickim przy ul. Królewskiej. Nie były to lata sprzyjające podobnym
decyzjom, a jednak, być może, przykładem innych rodzonych braci (którzy
wszak wybierali zgromadzenie salezjanów) natchniony, zapragnął oddalić się
od świata i schronić pod skrzydła instytucji kościelnej.
Tom L, zeszyt 4 - 2002
ZESZYT SPECJALNY
STANISŁAW OBIREK SJ
Kraków
NIETYPOWY JEZUITA
Mówienie czy pisanie o typowym jezuicie nie ma wielkiego sensu, gdyż
najlepszą definicją jest właśnie (zdaniem samych jezuitów) brak takowej.
Wychowanie jezuickie, czy tzw. formacja, ma to do siebie, że kształtuje
indywidualistów a więc osobników niepowtarzalnych.
Jednak o Jerzym Paszendzie znający go konfratrzy dość zgodnie mówią
jako o jezuicie nietypowym, a więc różniącym się od nas, mimo wszystko
typowych indywidualistów. Na czym owa nietypowość polegać by miała,
spróbuję pokazać na kilku stronicach przeznaczonych do Księgi Jubileu-
szowej Jerzego Paszendy.
Urodzony siedem lat przed II wojną światową, dzieciństwo i młodość
spędził w rodzinie nauczycielskiej skazanej na wędrowanie. Dziś nie potrafi
wskazać małej ojczyzny, bo w całej Polsce czuje się u siebie. Wstąpienie do
zakonu w 1955 r. w pewnym sensie potwierdza ową regułę. Wstąpił do pro-
wincji warszawskiej, a nie krakowskiej, bo akurat studia z historii sztuki
odbył w Lublinie. Tam też jezuici, oo. Jerzy Mirewicz i Stefan Miecznikow-
ski, byli duszpasterzami akademickimi. Do zakonu przyjął 23 letniego absol-
wenta historii sztuki prowincjał warszawski o. Bogusław Waczyński. Pracę
magisterską napisał Jerzy Paszenda o kościele po bernardynkach, obecnie
jezuickim przy ul. Królewskiej. Nie były to lata sprzyjające podobnym
decyzjom, a jednak, być może, przykładem innych rodzonych braci (którzy
wszak wybierali zgromadzenie salezjanów) natchniony, zapragnął oddalić się
od świata i schronić pod skrzydła instytucji kościelnej.