Ryc. 3.
mionach. Rzecz prosta, to ukazanie się Dzieciątka Jezus nie pozo-
staje uj żadnym ziniązku z naszą rzeźbą. Zajmijmy się teraz innym
epizodem, który spotyka się me mszystkich życiorysach śm. Anto-
niego?). Raz śmięty, duszony nocą m smej celi przez demona, uczy-
nił znak krzyża i mezmał pomocy Najśrn. Orędomniczki. Duszenie
ustało natychmiast, a śmięty, chcąc zobaczyć uciekającego demona,
otmorzył oczy. Oto cała cela, m której spoczymał, promieniomała
niebiańskiem śmiatłem. Rómnież to midzenie nie ma nic mspólnego
z naszą rzeźbą, Wszystkie jej cechy znajdują natomiast mytłuma-
czenie m opisie śmierci mielkiego mistyka.
Czując zbliżającą się śmierć, śm. Antoni przybył do franciszka-
nom, obsługujących klasztor klarysek m Arcella i mraz z tomarzy-
szącymi mu braciszkami ulokomał się m celi. Choroba czyniła szyb-
kie postępy. Śmięty damał oznaki niepokoju. Odpoczął chmilkę, my-
spomiadał się i otrzymał rozgrzeszenie. Poczem zaczął śpiemać hymn
na cześć Najśm. Panny. Skończymszy, mzniósł natychmiast mzrok
ku niebu i, myrażając zdzimienie, utkmił oczy m przestrzeni. Wy-
jaśnia się mięć dlaczego nasza rzeźba przedstamia mnicha, opada-
jącego bezmładnie z otmartemi ustami i oczami zapatrzonemu m górę.
W najstarszym życiorysie śm. Antoniego i innych, stanomiących
z nim jedną grupę, moma jest o braciszku, podtrzymującym cho-
rego i pytającym go, co dostrzega. Chory odpomiada: „Widzę
Pana mego11. W innej grupie życiorysom, sięgającej rómnież
XIII mieku, mymieniony braciszek nie mystępuje. Pytanie to za-