Pokora i przekora. Teresy Roszkowskiej „nawiązywanie kontaktu ze sztuką zagranicą"
387
II. 4. Teresa Roszkowska we Florencji, 1935, Archiwum Teresy
Roszkowskiej, Zbiory Specjalne Instytutu Sztuki PAN, Nr inw.
1933
II. 5. Teresa Roszkowska, 1968, Archiwum Teresy Roszkowskiej,
Zbiory Specjalne Instytutu Sztuki PAN, Nr inw. 1933
rozsmakowując się w żartobliwych grach słow-
nych i drobnych, językowych niezręcznościach.
W jednym z wywiadów artystka żaliła się: „Wszy-
scy i Prusz nawet rozmawiał ze mną tak partoląc,
w konserwatorium tak samo! Bo ich bawiło to, ich
bawiło to... Nie dali mnie, nie dali mnie normalnie
nauczyć się języka, no i tak zostało. Śmieszne to,
ale prawdziwe”.9
Roszkowska jako artystka czuła się obywatel-
ką świata, przedstawicielką wielkiego, wspólnego
uniwersum twórców, w którym wszelkie podziały
i granice są jedynie sztucznym wytworem zapamię-
tałych w swym kodyfikatorskim zapale opisywaczy.
Doświadczenie wspólnotowości, będące udziałem
większości uczniów Pruszkowskiego, dotyczyło
w jej pojęciu przestrzeni znacznie bardziej rozległej
i pojemnej niż pracownia, szkoła, miasto, region
czy kraj. Znajomość kilku europejskich języków
potęgowała zaś to odczucie, ułatwiając sprawne
poruszanie się po świecie i wzmacniając wrażenie
zadomowienia i komfortu. Już na początku swojej
edukacji malarskiej Roszkowska powzięła przeko-
nanie o tym, że podróże zagraniczne są artyście
niezbędne. Myśl tę zaszczepił jej pierwszy kijowski
nauczyciel, Władysław Galimski - zapalony po-
dróżnik. W jednym z wywiadów przyznał: „Du-
żom się w życiu nawałęsał... I czy uwierzy pan, że
gdy poczuję pierwsze podmuchy wiosny, to co rok
coś mnie po prostu porywa, zda się jakieś skrzydła
wyrastają u ramion i - nie ma siły oprzeć się po-
kusie!”.10 Podatność na te „wiosenne podmuchy”
miała po nim Roszkowska odziedziczyć. Od po-
czątku lat trzydziestych wyjeżdżała już regularnie,
co dwa-trzy lata, w poszukiwaniu odpowiednich
malarskich plenerów, najchętniej wybierając Ri-
wierę Francuską oraz Włochy. Z tego obyczaju nie
zamierzała zrezygnować także po wojnie, kiedy sta-
rania o wyjazd zagraniczny wiązały się już z uciążli-
wą, a często także brzemienną w skutki procedurą.
Roszkowska nie szczędziła jednak fatygi, a zacho-
wana korespondencja stanowi tego ciekawy zapis.
9 Nowak.
10 Ursyn (1899: 10).
387
II. 4. Teresa Roszkowska we Florencji, 1935, Archiwum Teresy
Roszkowskiej, Zbiory Specjalne Instytutu Sztuki PAN, Nr inw.
1933
II. 5. Teresa Roszkowska, 1968, Archiwum Teresy Roszkowskiej,
Zbiory Specjalne Instytutu Sztuki PAN, Nr inw. 1933
rozsmakowując się w żartobliwych grach słow-
nych i drobnych, językowych niezręcznościach.
W jednym z wywiadów artystka żaliła się: „Wszy-
scy i Prusz nawet rozmawiał ze mną tak partoląc,
w konserwatorium tak samo! Bo ich bawiło to, ich
bawiło to... Nie dali mnie, nie dali mnie normalnie
nauczyć się języka, no i tak zostało. Śmieszne to,
ale prawdziwe”.9
Roszkowska jako artystka czuła się obywatel-
ką świata, przedstawicielką wielkiego, wspólnego
uniwersum twórców, w którym wszelkie podziały
i granice są jedynie sztucznym wytworem zapamię-
tałych w swym kodyfikatorskim zapale opisywaczy.
Doświadczenie wspólnotowości, będące udziałem
większości uczniów Pruszkowskiego, dotyczyło
w jej pojęciu przestrzeni znacznie bardziej rozległej
i pojemnej niż pracownia, szkoła, miasto, region
czy kraj. Znajomość kilku europejskich języków
potęgowała zaś to odczucie, ułatwiając sprawne
poruszanie się po świecie i wzmacniając wrażenie
zadomowienia i komfortu. Już na początku swojej
edukacji malarskiej Roszkowska powzięła przeko-
nanie o tym, że podróże zagraniczne są artyście
niezbędne. Myśl tę zaszczepił jej pierwszy kijowski
nauczyciel, Władysław Galimski - zapalony po-
dróżnik. W jednym z wywiadów przyznał: „Du-
żom się w życiu nawałęsał... I czy uwierzy pan, że
gdy poczuję pierwsze podmuchy wiosny, to co rok
coś mnie po prostu porywa, zda się jakieś skrzydła
wyrastają u ramion i - nie ma siły oprzeć się po-
kusie!”.10 Podatność na te „wiosenne podmuchy”
miała po nim Roszkowska odziedziczyć. Od po-
czątku lat trzydziestych wyjeżdżała już regularnie,
co dwa-trzy lata, w poszukiwaniu odpowiednich
malarskich plenerów, najchętniej wybierając Ri-
wierę Francuską oraz Włochy. Z tego obyczaju nie
zamierzała zrezygnować także po wojnie, kiedy sta-
rania o wyjazd zagraniczny wiązały się już z uciążli-
wą, a często także brzemienną w skutki procedurą.
Roszkowska nie szczędziła jednak fatygi, a zacho-
wana korespondencja stanowi tego ciekawy zapis.
9 Nowak.
10 Ursyn (1899: 10).