Universitätsbibliothek HeidelbergUniversitätsbibliothek Heidelberg
Metadaten

Malinowski, Jerzy [Hrsg.]; Siemiradzki, Henryk [Gefeierte Pers.]
Co znajduje się w obrazach Henryka Siemiradzkiego? — Sztuka Europy Wschodniej /​ The Art of Eastern Europe, Band 5: Warszawa: Polski Instytut Studiów nad Sztuką Świata, 2017

DOI Seite / Zitierlink: 
https://doi.org/10.11588/diglit.45642#0218

DWork-Logo
Überblick
loading ...
Faksimile
0.5
1 cm
facsimile
Vollansicht
OCR-Volltext
214

Maria Nitka, Kamilla Twardowska

siebie samą - to mój największy grzech i moje nie-
szczęście. Wierzyłam, że miłość może zająć miejsce
tego wszystkiego, czego można pożądać, wszystkich
pragnień mej duszy. W pierwszych łatach dokład-
nie tak było. Lecz teraz już Cię nie kocham... Dla-
tego też...”
Nie mogłem dłużej kontynuować lektury, czu-
łem, że umieram: moje oczy zamknęły się i upadłem
bez zmysłów na podłogę. Odzyskałem przytom-
ność dopiero w szpitalu, do którego mnie zawiezio-
no i skąd wyszedłem po pięciu długich miesiącach.
W czasie, który spędziłem w klinice, właściciel
domu, widząc, że moje mieszkanie pozostaje opu-
stoszałe i mając niewielką nadzieję na uzyskanie
za nie zapłaty, wynajął je innemu nieszczęśnikowi,
wynosząc zeń moje ubogie meble i deponując je
w składzie, gdzie znalazłem je po wyjściu ze szpi-
tala. Nasza lampa była stracona: powiedziano mi,
że stłukła się w czasie przenosin. Pozostałem na to
obojętny, bowiem cóż mogły dla mnie wtedy zna-
czyć choćby i wszystkie lampy na świecie! Potem
przekazano mi, zanim przyszło mi nawet na myśl
zapytać, że apartament na pierwszym piętrze rów-
nież zmienił lokatora: nasz młody sąsiad opuścił
go tego samego dnia, w którym zabrano mnie do
szpitala po tym, jak porzuciła mnie żona.
Od tamtej pory nie słyszałem ani o nim, ani
o niej, aż wreszcie nadszedł czas, gdy przestałem
o nich myśleć. Dwadzieścia lat ludzkiego życia po-
zwala wyzbyć się dawnych przyzwyczajeń i nabyć
nowe... Jeszcze wczoraj nie umiałbym wyobrazić
sobie siebie inaczej niż jako samotnego i opuszczo-
nego przez wszystkich. Nie przychodziło mi już na
myśl, że ja także kiedyś kochałem, wierzyłem, cier-
piałem; ja, który jestem niczym ślimak zamknięty
w swej muszli, niczym przedpotopowa skamielina.
Żebym sobie o wszystkim przypomniał, potrze-
ba było niezwykłego zdarzenia.
Przechodziłem tego ranka portykiem, pod
którym sprzedaje się stare meble. Mijałem je, nie
zwracając na nie nawet uwagi, gdy nagle usłyszałem
wołanie: „Lampa z brązu, zbiornik i klosz z białego
kryształu. Jeden rubel!”
Beztrosko spojrzałem w tamtym kierunku, i na-
tychmiast wydałem z siebie okrzyk. To była nasza
lampa! Stara, podniszczona, ale ta sama.
Ludzie milczeli, nie było chętnych. Podbiegłem
natychmiast do stolika, krzycząc: „Jeden rubel!”
Zauważono mnie; nowy kupujący wzbudził żar
w pozostałych.

— Półtora rubla - powiedział ktoś, przebijając
mnie.
— Dwa! - odpowiedziałem natychmiast.
— Dwa i pół!
— Trzy!
— Cztery!
Mój przeciwnik, Żyd o wydatnych wargach, zła-
pał wiatr w żagle. Uznał mnie za jednego z miłośni-
ków antyków, których doświadczone oko odkrywa
prawdziwą wartość rzeczy.
Działo się to naprawdę poza mną, lampa osią-
gnęła już cenę ośmiu rubli, ja zaś miałem w kieszeni
nie więcej niż dziesięć. Myśl, że owa relikwia prze-
szłości, odnaleziona w tak niezwykły sposób, mo-
głaby ponownie przepaść, doprowadzała mnie do
szaleństwa.
Zbliżyłem się do Żyda i biorąc go za rękę, powie-
działem: „Proszę pana, dlaczego tak bardzo zależy
Panu na zakupie tej lampy? Przecież ona nie jest
warta czterech rubli!”
— A Panu, proszę Pana? - odpowiedział mi,
przyglądając się podejrzliwie.
— Ja - wykrzyknąłem - ja, przecież to nasza...
- przerwałem i powiedziałem spokojniejszym już
tonem - dla mnie to pamiątka. Ta lampa należała
kiedyś do mnie.
W moim głosie wybrzmiewać musiała prawda,
a Żyd okazał się szlachetnym człowiekiem; uwierzył
mi bowiem na słowo i pozwolił kupić lampę, pod-
bijając licytację o jedną półrubłówkę.
Wracałem do domu obciążony mym skarbem,
po raz pierwszy od dwudziestu łat doświadczając
uczucia zbliżonego do radości.
Natychmiast zapaliłem lampę i, pogrążywszy się
w myślach, zacząłem się jej przyglądać. Kontemplo-
wałem ją przez godzinę, licząc rozmaite uszkodze-
nia, którymi naznaczył ją czas.
Przeklęta lampo! Uśmiech zniknął z warg two-
ich amorków, ich twarzyczki całe się zatarły; kwiaty
straciły swe barwy, girlandy wyglądają na podstarza-
łe; płatki lilii są poszczerbione, na próżno szukać
ich mlecznej bieli. Kładę rękę na twej podstawie
i myślę, ileż szorstkich dłoni wyczyściło ślady aksa-
mitnych palców tej rączki, która była moja i moją
miała pozostać na zawsze? Gdzież przebywa ona
teraz...?
Zdawało mi się, że w głębokiej ciszy osamotnio-
nego pokoju znów słyszę ukochany głos powtarza-
jący mi z czułością „nigdy, przenigdy!” i czuję, jak
moje wargi składają pocałunek na drogich ustach
mej żoneczki... Czuję, i nie jest to złudzenie, lecz
 
Annotationen