MICHAŁ WALICKI
II. 9. Fragment ii. 7 (Fot. S. Kolowca)
stwo polskie tych czasów, można mówić jedynie o in-
spiracji Diirera, rozumianego niedokładnie, często
przetwarzanego a nieraz wręcz wulgaryzowanego.
Chlubnym wyjątkiem są fragmenty malowideł ścien-
nych w Czerwińsku, przedstawiające postacie aposto-
łów, oraz niektóre rękopisy iluminowane wielkiej szko-
ły krakowskiej początku stulecia. Recepcja natomiast
stylu Cranacha z lat 1510—1520 jest wcale silna a co
ciekawsze, wymowa jego pozostaje dla polskiego śro-
dowiska czytelną i przekonywającą. Co więcej, w mia-
rę gdy szlkoła oranachowska przechodzi nieuchronnie
w schyłkowość — a dokonywa się ów przełom gdzieś
w latach trzydziestych — malarstwo polskie zdaje się
nie reagować na wysuwane z cranachowskiego kręgu
sugestie czy też propozycje manieryczne. Mocno opar-
te o świeżo opanowany grunt realistycznego widzenia
rzeczywistości zbliża się do wizji Cranacha z wcze-
śniejszego jego okresu (do 1520 r.), a jeśli czasami wi-
dzi w nim nauczyciela, to jednak zawsze patrzy na nie-
go przez pryzmat jego wcześniejszych, reformatorsko-
realistycznych osiągnięć.
Epitafium Sakrana wyróżnia się na tle zachowa-
nych obiektów podobnego typu swą godną i po-
ważną wymową, w której elementy humani-
stycznego obrazowania i swoistego polskiego
,,weryzmu“ zasilone zostały w interesujący spo-
sób motywem dtirerowskim i dobrą tradycją
cranachowską, widoczną w potraktowaniu kraj-
obrazu. Romantyczność sformułowania pejzażu,
jak go pojmuje Cranach, odpowiadała widać
wyobraźni naszych malarzy cechowych, i nie
tylko zresztą naszych, polskich, bo i czeskich
i węgierskich. Te zawieszone na górskich szczy-
tach gródki i miasta, mroczne zarośla leśne, cza-
sami nawet podobnie ujęte przeciągające orsza-
ki, widzimy na niejednym polskim obrazie, że
powołam się tu na tryptyk z Szamotuł z 1521 r.
(ii. 6) czy nowoodnalezione22 skrzydła tryptyku
z Niedźwiedzia (il. 5), pochodzącego z tego same-
go mniej więcej okresu czy wreszcie epitafium
Chroberskiego z katedry sandomierskiej. Ale już
gdy chodzi o widzenie człowieka — oddziały-
wanie Cranacha słabnie tak dalece, że występu-
jące zbieżności skłonni jesteśmy znowu uznać za
wyraz podobnych poszukiwań plastycznych. Co
więcej, niesposób zaprzeczyć istotnego powino-
wactwa jakie wiąże gwałtowne typy Cranacha
z szeregiem figur zaludniających płaszczyzny
małopolskiego malarstwa tablicowego. Ale wła-
śnie przy tej obserwacji warto przytoczyć za-
pomnianą przez nowszych niemieckich history-
ków sztuki uwagę Glasera, który upatrywał
źródła namiętności cranachowskich ludzi w tej
genealogii widzenia, która wywodzi się ze sztuki
Jana Polaka. Przypomnieniu tego spostrzeżenia
zawdzięczamy dodatkowy, wartościowy argu-
ment na rzecz autonomiczności rozwoju naszej sztuki
omawianego okresu, budującej usilnie swą nową po-
stawę twórczą.
Podkreśliliśmy już uprzednio, że w czasie ok.
1530 r. malarstwo cechowe Mało- i Wielkopolski nie
przejawia zainteresowania zapowiedziami manierycz-
ności, której cień zawisa już w tym czasie nad cra-
nachowską pracownią. Upowszechnienie tych formuł
przypada u nas, o ile mogę o tym sądzić, gdy chodzi
o malarstwo — dopiero około połowy stulecia. W nie-
pamięć, zbyt rychło, odchodzą krótkotrwałe doświad-
czenia realizmu, których kapitał pozostaje nieprzetra-
wiony dostatecznie i nie wykorzystany w całej swej
obowiązującej pełni. Co więcej, wydaje mi się, że
można tu postawić tezę o wpływie określonego kręgu
odbiorców, których osobista postawa światopoglądo-
wa sprzyjała popieraniu kierunków idealizujących. Ob-
ce tym dążeniom, jak się zdaje, pozostało malarstwo
będące na usługach średniego mieszczaństwa czy kół
22 Boczkowska Z., Powiat miechowski, Warszawa
1953 (Katalog Zabytków Sztuki w Polsce I, z. 8), s. 29.
50
II. 9. Fragment ii. 7 (Fot. S. Kolowca)
stwo polskie tych czasów, można mówić jedynie o in-
spiracji Diirera, rozumianego niedokładnie, często
przetwarzanego a nieraz wręcz wulgaryzowanego.
Chlubnym wyjątkiem są fragmenty malowideł ścien-
nych w Czerwińsku, przedstawiające postacie aposto-
łów, oraz niektóre rękopisy iluminowane wielkiej szko-
ły krakowskiej początku stulecia. Recepcja natomiast
stylu Cranacha z lat 1510—1520 jest wcale silna a co
ciekawsze, wymowa jego pozostaje dla polskiego śro-
dowiska czytelną i przekonywającą. Co więcej, w mia-
rę gdy szlkoła oranachowska przechodzi nieuchronnie
w schyłkowość — a dokonywa się ów przełom gdzieś
w latach trzydziestych — malarstwo polskie zdaje się
nie reagować na wysuwane z cranachowskiego kręgu
sugestie czy też propozycje manieryczne. Mocno opar-
te o świeżo opanowany grunt realistycznego widzenia
rzeczywistości zbliża się do wizji Cranacha z wcze-
śniejszego jego okresu (do 1520 r.), a jeśli czasami wi-
dzi w nim nauczyciela, to jednak zawsze patrzy na nie-
go przez pryzmat jego wcześniejszych, reformatorsko-
realistycznych osiągnięć.
Epitafium Sakrana wyróżnia się na tle zachowa-
nych obiektów podobnego typu swą godną i po-
ważną wymową, w której elementy humani-
stycznego obrazowania i swoistego polskiego
,,weryzmu“ zasilone zostały w interesujący spo-
sób motywem dtirerowskim i dobrą tradycją
cranachowską, widoczną w potraktowaniu kraj-
obrazu. Romantyczność sformułowania pejzażu,
jak go pojmuje Cranach, odpowiadała widać
wyobraźni naszych malarzy cechowych, i nie
tylko zresztą naszych, polskich, bo i czeskich
i węgierskich. Te zawieszone na górskich szczy-
tach gródki i miasta, mroczne zarośla leśne, cza-
sami nawet podobnie ujęte przeciągające orsza-
ki, widzimy na niejednym polskim obrazie, że
powołam się tu na tryptyk z Szamotuł z 1521 r.
(ii. 6) czy nowoodnalezione22 skrzydła tryptyku
z Niedźwiedzia (il. 5), pochodzącego z tego same-
go mniej więcej okresu czy wreszcie epitafium
Chroberskiego z katedry sandomierskiej. Ale już
gdy chodzi o widzenie człowieka — oddziały-
wanie Cranacha słabnie tak dalece, że występu-
jące zbieżności skłonni jesteśmy znowu uznać za
wyraz podobnych poszukiwań plastycznych. Co
więcej, niesposób zaprzeczyć istotnego powino-
wactwa jakie wiąże gwałtowne typy Cranacha
z szeregiem figur zaludniających płaszczyzny
małopolskiego malarstwa tablicowego. Ale wła-
śnie przy tej obserwacji warto przytoczyć za-
pomnianą przez nowszych niemieckich history-
ków sztuki uwagę Glasera, który upatrywał
źródła namiętności cranachowskich ludzi w tej
genealogii widzenia, która wywodzi się ze sztuki
Jana Polaka. Przypomnieniu tego spostrzeżenia
zawdzięczamy dodatkowy, wartościowy argu-
ment na rzecz autonomiczności rozwoju naszej sztuki
omawianego okresu, budującej usilnie swą nową po-
stawę twórczą.
Podkreśliliśmy już uprzednio, że w czasie ok.
1530 r. malarstwo cechowe Mało- i Wielkopolski nie
przejawia zainteresowania zapowiedziami manierycz-
ności, której cień zawisa już w tym czasie nad cra-
nachowską pracownią. Upowszechnienie tych formuł
przypada u nas, o ile mogę o tym sądzić, gdy chodzi
o malarstwo — dopiero około połowy stulecia. W nie-
pamięć, zbyt rychło, odchodzą krótkotrwałe doświad-
czenia realizmu, których kapitał pozostaje nieprzetra-
wiony dostatecznie i nie wykorzystany w całej swej
obowiązującej pełni. Co więcej, wydaje mi się, że
można tu postawić tezę o wpływie określonego kręgu
odbiorców, których osobista postawa światopoglądo-
wa sprzyjała popieraniu kierunków idealizujących. Ob-
ce tym dążeniom, jak się zdaje, pozostało malarstwo
będące na usługach średniego mieszczaństwa czy kół
22 Boczkowska Z., Powiat miechowski, Warszawa
1953 (Katalog Zabytków Sztuki w Polsce I, z. 8), s. 29.
50