mykazać, z tym przecież, że Mistrz Trzeboński, indymidualność bardzo
odrębna, o młasnej, ekspresjonistycznej ruizji śmiata, łączy się z sztukąr
flamandzko-francuską tylko in sensie genetycznym. Nie mniej ruchodzą tu
m grę namet podobieństma szczegółom, np. pemnych typom fizjognomicz-
nych jakie z kolei opanują całe malarstmo północne piermszych dziesięcio-
leci XV m. Jeśli Mistrz Trzeboński tmorzył istotnie mcześniej o kilka-
naście'.lat od Brouderlama, to dzieło jego rzuca bardzo charakterystyczne
śmiatło na sztukę pogranicza burgundzko-flamandzkiego m latach, z któ-
rych nie zachomały się na miejscu zabytki malarstma sztalugomego, — bo,,
zdaje się już chyba nie budzić mątplimości zachodnie pochodzenie czes-
kiego mistrza, który m ostatniej ćmierci XIV m. jest »na mschodzie«
tak samo typomym przedstamicielem nomego realizmu flamandzkiego
(opartego zresztą na sztuce młoskiej), jakim m stosunku do »italizmu« był
m połomie tego stulecia Mistrz Wyszobrodzki. W tym ostatnim przypadku
było to zapemne mynikiem czeskich stosunkom z Aminionem (choć ostat-
nio mysuma się tezę o austriackiej genealogii mistrza1), m piermszym zaś,
z północną Francją. Nie można też jednak mykluczyć późniejszej daty po-
mstania trzebońskiej pasji, choćby »per analogiam» z jakże msteczną sztuką
takiego Bellechose’a, którego «Ukrzyżomanie» ze scenami z życia śm. Dio-
nizego (m Lumrze) z r 1416 działa archaiczniej od obrazom Brouderlama,
mcześniejszych o lat dmadzieścia.
Sumując osiągnięcia Dimiera podkreślić trzeba, że po raz piermszy
ocenia on tak mysoko niderlandzki mspółczynnik malarstma Burgundii i księ-
stma Berri, rezygnując ze stosomanego np. przez Weese’go pojęcia pary-
skiej sztuki dmorskiej na rzecz pojęcia sztuki flamandzkiej, kształtomanej
m Gandamie, Ypres, Brukseli, ogólniej m Geldrii, Ffennegau i Brabancie
a tylko przeszczepianej na grunt północnej Francji. Kładzie też autor na-
cisk na fakt, że m czasach jej rozkmitu koło roku 1400 miała już ona za
sobą stuletnią tradycję. Słabą stroną domodzeń uczonego jest pominięcie
bogatej tmórczości miniatorskiej tych czasom, bez której mobec niezmier-
nie fragmentarycznych reszt malarstma sztalugomego, nie można, jakmpom-
nieliśmy już, odtmorzyć jamnego obrazu ómczesnej rzeczymistości artys-
tycznej. W śmietle zabytkom nie podobna np. nie przyznać racji Weesemm
który m dziele Brouderlama, Flamanda m służbie burgundzkiej dostrzega
mpłymy nie tylko flamandzkich lecz i francuskich iluminatoróm m rodzaju
Beauneveu oraz piermiastki sienejskie i mediolańskie, jakie pod koniec
XIV m. były m obiegu na przestrzeni od Promancji do Flandrii i od Sekmany
do Renu.
1) A- S t a u g e, Deutsche Malerei der Gotik, Berlin ig34.
364
odrębna, o młasnej, ekspresjonistycznej ruizji śmiata, łączy się z sztukąr
flamandzko-francuską tylko in sensie genetycznym. Nie mniej ruchodzą tu
m grę namet podobieństma szczegółom, np. pemnych typom fizjognomicz-
nych jakie z kolei opanują całe malarstmo północne piermszych dziesięcio-
leci XV m. Jeśli Mistrz Trzeboński tmorzył istotnie mcześniej o kilka-
naście'.lat od Brouderlama, to dzieło jego rzuca bardzo charakterystyczne
śmiatło na sztukę pogranicza burgundzko-flamandzkiego m latach, z któ-
rych nie zachomały się na miejscu zabytki malarstma sztalugomego, — bo,,
zdaje się już chyba nie budzić mątplimości zachodnie pochodzenie czes-
kiego mistrza, który m ostatniej ćmierci XIV m. jest »na mschodzie«
tak samo typomym przedstamicielem nomego realizmu flamandzkiego
(opartego zresztą na sztuce młoskiej), jakim m stosunku do »italizmu« był
m połomie tego stulecia Mistrz Wyszobrodzki. W tym ostatnim przypadku
było to zapemne mynikiem czeskich stosunkom z Aminionem (choć ostat-
nio mysuma się tezę o austriackiej genealogii mistrza1), m piermszym zaś,
z północną Francją. Nie można też jednak mykluczyć późniejszej daty po-
mstania trzebońskiej pasji, choćby »per analogiam» z jakże msteczną sztuką
takiego Bellechose’a, którego «Ukrzyżomanie» ze scenami z życia śm. Dio-
nizego (m Lumrze) z r 1416 działa archaiczniej od obrazom Brouderlama,
mcześniejszych o lat dmadzieścia.
Sumując osiągnięcia Dimiera podkreślić trzeba, że po raz piermszy
ocenia on tak mysoko niderlandzki mspółczynnik malarstma Burgundii i księ-
stma Berri, rezygnując ze stosomanego np. przez Weese’go pojęcia pary-
skiej sztuki dmorskiej na rzecz pojęcia sztuki flamandzkiej, kształtomanej
m Gandamie, Ypres, Brukseli, ogólniej m Geldrii, Ffennegau i Brabancie
a tylko przeszczepianej na grunt północnej Francji. Kładzie też autor na-
cisk na fakt, że m czasach jej rozkmitu koło roku 1400 miała już ona za
sobą stuletnią tradycję. Słabą stroną domodzeń uczonego jest pominięcie
bogatej tmórczości miniatorskiej tych czasom, bez której mobec niezmier-
nie fragmentarycznych reszt malarstma sztalugomego, nie można, jakmpom-
nieliśmy już, odtmorzyć jamnego obrazu ómczesnej rzeczymistości artys-
tycznej. W śmietle zabytkom nie podobna np. nie przyznać racji Weesemm
który m dziele Brouderlama, Flamanda m służbie burgundzkiej dostrzega
mpłymy nie tylko flamandzkich lecz i francuskich iluminatoróm m rodzaju
Beauneveu oraz piermiastki sienejskie i mediolańskie, jakie pod koniec
XIV m. były m obiegu na przestrzeni od Promancji do Flandrii i od Sekmany
do Renu.
1) A- S t a u g e, Deutsche Malerei der Gotik, Berlin ig34.
364