na i
W Warszawie wynajęte zostało mieszkanie przy ulicy Lwowskiej 5,
bardzo blisko Politechniki. Szybko też dowiedzieliśmy się, że siostry niepo-
kalanki, mające nieduży dom przy ulicy Kazimierzowskiej, prowadzą tajne
komplety gimnazjalne i licealne. Odtąd Haneczka i ja codziennie chodziły-
śmy na ukos przez puste zupełnie Pole Mokotowskie do ulicy Madalińskie-
go i potem do Kazimierzowskiej. Było coraz zimniej. Zima zapowiadała się
bardzo ostra. A w naszym mieszkaniu przy Lwowskiej 5 były wprawdzie
kaloryfery, ale zupełnie zimne. Tej zimy nikt nie miał węgla. Rano wsta-
wałyśmy w zupełnie lodowatym mieszkaniu i brałyśmy prysznic potwor-
nie zimną wodą. W efekcie niebawem dostałam zapalenia stawów. Zbliżał
się dzień Bożego Narodzenia. Ojciec zarezerwował stolik w niedalekiej re-
stauracji. Poszliśmy tam około godziny szóstej wieczór w dniu wigilijnym
w cztery osoby. Najpierw był oczywiście barszcz, który jednak nie przypo-
minał nawet tego barszczu, który robił kucharz Socha w Leszczkowie. Po-
tem był karp gotowany, a na koniec jakiś deser. Mama przyniosła opłatek,
którym na początku podzieliliśmy się, ale nikt nikomu niczego nie życzył.
Wszystko odbyło się w głębokiej ciszy. Trzeba było się spieszyć, żeby przed
ósmą zdążyć do domu, bo o tej godzinie zaczynała się godzina policyjna
i już nie wolno było chodzić. To były najsmutniejsze święta Bożego Naro-
dzenia w moim życiu.
W pierwszym kwartale roku 1940 przeprowadziliśmy się w Warszawie
z ulicy Lwowskiej na Bracką 13. Był to sam narożnik Brackiej i Alej Jerozo-
limskich. Mieszkanie było na trzecim piętrze, z windą, wygodne i słonecz-
ne. Po jednej stronie mieściło się biuro — dwa pokoje, a po drugiej pokoje
mieszkalne — Marysi, salonik i jadalnio-salon, pokój Haneczki i mój, po-
tem sypialnia Rodziców i na końcu, po lewej stronie łazienka i kuchnia.
W pierwszym pokoju biurowym urzędował wuj Roman Kraiński jako kie-
rownik biura „Leszczków” w Warszawie. W tym samym pokoju siedziała
sekretarka Giga Kwiatkowska i pomocnik, młody człowiek, Tadeusz Ret-
maniak. Marysia mieszkała w jednym pokoju z naszą kuzynką Anką Ła-
domirską, która tak jak i Marysia chodziła do szkoły pielęgniarskiej na
Koszykową. Gabinet, zwany także salonikiem, był królestwem Ojca. Tu
95
W Warszawie wynajęte zostało mieszkanie przy ulicy Lwowskiej 5,
bardzo blisko Politechniki. Szybko też dowiedzieliśmy się, że siostry niepo-
kalanki, mające nieduży dom przy ulicy Kazimierzowskiej, prowadzą tajne
komplety gimnazjalne i licealne. Odtąd Haneczka i ja codziennie chodziły-
śmy na ukos przez puste zupełnie Pole Mokotowskie do ulicy Madalińskie-
go i potem do Kazimierzowskiej. Było coraz zimniej. Zima zapowiadała się
bardzo ostra. A w naszym mieszkaniu przy Lwowskiej 5 były wprawdzie
kaloryfery, ale zupełnie zimne. Tej zimy nikt nie miał węgla. Rano wsta-
wałyśmy w zupełnie lodowatym mieszkaniu i brałyśmy prysznic potwor-
nie zimną wodą. W efekcie niebawem dostałam zapalenia stawów. Zbliżał
się dzień Bożego Narodzenia. Ojciec zarezerwował stolik w niedalekiej re-
stauracji. Poszliśmy tam około godziny szóstej wieczór w dniu wigilijnym
w cztery osoby. Najpierw był oczywiście barszcz, który jednak nie przypo-
minał nawet tego barszczu, który robił kucharz Socha w Leszczkowie. Po-
tem był karp gotowany, a na koniec jakiś deser. Mama przyniosła opłatek,
którym na początku podzieliliśmy się, ale nikt nikomu niczego nie życzył.
Wszystko odbyło się w głębokiej ciszy. Trzeba było się spieszyć, żeby przed
ósmą zdążyć do domu, bo o tej godzinie zaczynała się godzina policyjna
i już nie wolno było chodzić. To były najsmutniejsze święta Bożego Naro-
dzenia w moim życiu.
W pierwszym kwartale roku 1940 przeprowadziliśmy się w Warszawie
z ulicy Lwowskiej na Bracką 13. Był to sam narożnik Brackiej i Alej Jerozo-
limskich. Mieszkanie było na trzecim piętrze, z windą, wygodne i słonecz-
ne. Po jednej stronie mieściło się biuro — dwa pokoje, a po drugiej pokoje
mieszkalne — Marysi, salonik i jadalnio-salon, pokój Haneczki i mój, po-
tem sypialnia Rodziców i na końcu, po lewej stronie łazienka i kuchnia.
W pierwszym pokoju biurowym urzędował wuj Roman Kraiński jako kie-
rownik biura „Leszczków” w Warszawie. W tym samym pokoju siedziała
sekretarka Giga Kwiatkowska i pomocnik, młody człowiek, Tadeusz Ret-
maniak. Marysia mieszkała w jednym pokoju z naszą kuzynką Anką Ła-
domirską, która tak jak i Marysia chodziła do szkoły pielęgniarskiej na
Koszykową. Gabinet, zwany także salonikiem, był królestwem Ojca. Tu
95