JOANNA SZCZEPIŃSKA
Galerie B» Weill
>o rue Taitbout Paris (gme)
EXPOSITION
des
PEINTURES
et de
DESSINS
de
Modidiani
du 3 decembre au k> dece mb re 1917
(Tous k-. jours sauflcs dimanchcs)
II. 3. Katalog wystawy Modiglianiego u Berthe Weil
w r. 1917. (Repr. A. Salmon, Vita e passione di
Amedeo Modigliani, przed kartą tytułową)
Rozumie Pan, w jakiej jestem sytuacji. Czy nie
mógł by mi Pan wskazać jakiegoś [innego] miejsca,
gdyż wiele razy miałem już ochotę wrócić do Paryża.
Pański Soutine”.8
Rok 1916 był decydującym, ale i najcięższym
w karierze Zborowskiego jako marchand de tableaux.
W roku tym urządził w sklepiku koło Tuileries małą
wystawkę płócien Modiglianiego, m. in. serii portre-
tów Zborowskiego; o ile wiadomo, nic jednak nie
sprzedano. Była to pierwsza wystawa, jaką Zborowski
zorganizował9.
Gdy handel „nie szedł”, Zborowski uciekał się do
najrozmaitszych sposobów, aby tylko zapewnić sobie
i swoim podopiecznym kawałek chleba i odrobinę
nadziei. Pani Czechowska opowiada w swoich wspom-
nieniach dramatyczną historię sprzedaży pewnego
obrazu Soutina: „Pewnego dnia Soutine przyniósł
Zbo płótno dopiero co ukończone, a które mam jeszcze
przed oczyma: wspaniałe kwiaty jesienne. Po naradzie
postanowiliśmy zaproponować je panu Gustave Co-
quiot, wielkiemu kolekcjonerowi* i krytykowi sztuki.
Zbo uważał, że ja mam najwięcej szans, ze względu
na sympatię, jaką Coąuiot mi okazywał. [...] Nie mie-
liśmy jednak pieniędzy na taksówTkę, a droga z rue
Joseph-Bara na rue de Moscou jest długa. Okazało się,
że wszyscy razem mamy 50 centimów. Postanowiono,
że pojadę atuobusem... [z Anną Zborowską — przyp.
J. S.] ...sytuacja była dość poważna, bo w razie, gdyby
Coąuiot nie kupił obrazu, nie miałybyśmy pieniędzy
na powrót [...]. Na szczęście obraz podobał mu się.
ale blej tram i poplamiona druga strona obrazu o mało
nie zepsuły wszystkiego [...]. W końcu, gdy się już
żegnałam, powiedział: „Biorę od pani ten obraz, ale
cena jest zbyt wysoka, gdyż trzeba będzie dublować
płótno i zmienić blejtram. Nie mogę dać pani więcej
niż 75 franków”. Pomyślałam: „Chwała Bogu, jesteś-
my uratowani”. Gdyż Zbo wyznaczył jako najniższą
cenę 50 fr. [...]
Zbo zadowolił się 25 frankami, a Soutine, za radą
Modiglianiego, pośpieszył kupić sobie parę butów, gdyż
nie posiadał żadnych. Nogi owijał papierem, szmatami
i sznurkiem. W kilka lat później Soutine mieszkał
w Crillon i używał bielizny wyłącznie jedwabnej” 10.
Podobnie relacjonuje Carco: „Gdy przychodziło się
do Zborowskiego, wybiegał, aby kupić świeczkę,
[znacznie później, już jako zamożny człowiek, Zborow-
ski nie uznawał innego oświetlenia mieszkania, jak
tylko przy pomocy ogromnej ilości świec, ku rozpaczy
swej żony i domowników.] i, osadziwszy ją w szyjce
butelki, prowadził gościa do ciasnego pokoiku bez
mebli, smutnego i nagiego, gdzie w kącie leżały na
wielkim stosie Obrazy malarza. Przy świetle świecy
Zborowski pokazywał swe skarby, pieszcząc je dłonią
i wzrokiem; potem, oczarowany, zaczynał mówić, wpa-
dając w podniecenie, przeklinając zły los ciążący nad
Modi i plując z obrzydzenia. Im bardziej się miotał,
tym łatwiej i naturalniej przychodziły mu słowa dla
wyrażenia wielkiego wzruszenia, jakiego doznawał
wobec tych aktów, postaci, portretów, malowanych
bez troski o szkołę, tak czystych i olśniewających [...]
Zaniosłem pewnego ranka piętnaście płócien do han-
dlarza i ćhciałem za nie trochę pieniędzy ... och! —
bardzo mało, żeby dać Modiglianiemu — ale nie
chciał — powiedział mi: Proszę to zabrać, nie kupu-
ję. — Dlaczego? Oddał bym mu za nic tych piętnaście
płócien, gdyby mu się chociaż były podobały. Ale nie.
I wszyscy oni — nie chcą. Żaden. Ach! — jacy głupi...
jeszcze się nie przyzwyczaili... ale zobaczy pan później,
niedługo będą płacili bardzo drogo za te płótna, któ-
rych teraz nie chcą. Wszyscy będą chcieli Modiglia-
niego — a tymczasem teraz on nie ma pieniędzy,
cierpi i budzi litość”.
8 przekład J. Szczepińskiej wg fotokopii oryginału fran-
cuskiego, repr. Mo.nroe Wheel er, Soutine, New York
1950, s. 57.
9 J. Lipchtz, Amedeo Modigliani (1SS4—1920), Paris,
ed. Flammarion, 1954.
A. Cer oni, jw., s. 24—25. Przekład J. Szczepińskiej.
376
Galerie B» Weill
>o rue Taitbout Paris (gme)
EXPOSITION
des
PEINTURES
et de
DESSINS
de
Modidiani
du 3 decembre au k> dece mb re 1917
(Tous k-. jours sauflcs dimanchcs)
II. 3. Katalog wystawy Modiglianiego u Berthe Weil
w r. 1917. (Repr. A. Salmon, Vita e passione di
Amedeo Modigliani, przed kartą tytułową)
Rozumie Pan, w jakiej jestem sytuacji. Czy nie
mógł by mi Pan wskazać jakiegoś [innego] miejsca,
gdyż wiele razy miałem już ochotę wrócić do Paryża.
Pański Soutine”.8
Rok 1916 był decydującym, ale i najcięższym
w karierze Zborowskiego jako marchand de tableaux.
W roku tym urządził w sklepiku koło Tuileries małą
wystawkę płócien Modiglianiego, m. in. serii portre-
tów Zborowskiego; o ile wiadomo, nic jednak nie
sprzedano. Była to pierwsza wystawa, jaką Zborowski
zorganizował9.
Gdy handel „nie szedł”, Zborowski uciekał się do
najrozmaitszych sposobów, aby tylko zapewnić sobie
i swoim podopiecznym kawałek chleba i odrobinę
nadziei. Pani Czechowska opowiada w swoich wspom-
nieniach dramatyczną historię sprzedaży pewnego
obrazu Soutina: „Pewnego dnia Soutine przyniósł
Zbo płótno dopiero co ukończone, a które mam jeszcze
przed oczyma: wspaniałe kwiaty jesienne. Po naradzie
postanowiliśmy zaproponować je panu Gustave Co-
quiot, wielkiemu kolekcjonerowi* i krytykowi sztuki.
Zbo uważał, że ja mam najwięcej szans, ze względu
na sympatię, jaką Coąuiot mi okazywał. [...] Nie mie-
liśmy jednak pieniędzy na taksówTkę, a droga z rue
Joseph-Bara na rue de Moscou jest długa. Okazało się,
że wszyscy razem mamy 50 centimów. Postanowiono,
że pojadę atuobusem... [z Anną Zborowską — przyp.
J. S.] ...sytuacja była dość poważna, bo w razie, gdyby
Coąuiot nie kupił obrazu, nie miałybyśmy pieniędzy
na powrót [...]. Na szczęście obraz podobał mu się.
ale blej tram i poplamiona druga strona obrazu o mało
nie zepsuły wszystkiego [...]. W końcu, gdy się już
żegnałam, powiedział: „Biorę od pani ten obraz, ale
cena jest zbyt wysoka, gdyż trzeba będzie dublować
płótno i zmienić blejtram. Nie mogę dać pani więcej
niż 75 franków”. Pomyślałam: „Chwała Bogu, jesteś-
my uratowani”. Gdyż Zbo wyznaczył jako najniższą
cenę 50 fr. [...]
Zbo zadowolił się 25 frankami, a Soutine, za radą
Modiglianiego, pośpieszył kupić sobie parę butów, gdyż
nie posiadał żadnych. Nogi owijał papierem, szmatami
i sznurkiem. W kilka lat później Soutine mieszkał
w Crillon i używał bielizny wyłącznie jedwabnej” 10.
Podobnie relacjonuje Carco: „Gdy przychodziło się
do Zborowskiego, wybiegał, aby kupić świeczkę,
[znacznie później, już jako zamożny człowiek, Zborow-
ski nie uznawał innego oświetlenia mieszkania, jak
tylko przy pomocy ogromnej ilości świec, ku rozpaczy
swej żony i domowników.] i, osadziwszy ją w szyjce
butelki, prowadził gościa do ciasnego pokoiku bez
mebli, smutnego i nagiego, gdzie w kącie leżały na
wielkim stosie Obrazy malarza. Przy świetle świecy
Zborowski pokazywał swe skarby, pieszcząc je dłonią
i wzrokiem; potem, oczarowany, zaczynał mówić, wpa-
dając w podniecenie, przeklinając zły los ciążący nad
Modi i plując z obrzydzenia. Im bardziej się miotał,
tym łatwiej i naturalniej przychodziły mu słowa dla
wyrażenia wielkiego wzruszenia, jakiego doznawał
wobec tych aktów, postaci, portretów, malowanych
bez troski o szkołę, tak czystych i olśniewających [...]
Zaniosłem pewnego ranka piętnaście płócien do han-
dlarza i ćhciałem za nie trochę pieniędzy ... och! —
bardzo mało, żeby dać Modiglianiemu — ale nie
chciał — powiedział mi: Proszę to zabrać, nie kupu-
ję. — Dlaczego? Oddał bym mu za nic tych piętnaście
płócien, gdyby mu się chociaż były podobały. Ale nie.
I wszyscy oni — nie chcą. Żaden. Ach! — jacy głupi...
jeszcze się nie przyzwyczaili... ale zobaczy pan później,
niedługo będą płacili bardzo drogo za te płótna, któ-
rych teraz nie chcą. Wszyscy będą chcieli Modiglia-
niego — a tymczasem teraz on nie ma pieniędzy,
cierpi i budzi litość”.
8 przekład J. Szczepińskiej wg fotokopii oryginału fran-
cuskiego, repr. Mo.nroe Wheel er, Soutine, New York
1950, s. 57.
9 J. Lipchtz, Amedeo Modigliani (1SS4—1920), Paris,
ed. Flammarion, 1954.
A. Cer oni, jw., s. 24—25. Przekład J. Szczepińskiej.
376