HANNA FARYNA-PASZKIEWICZ
Warszawa, Instytut Sztuki PAN
„Koniec wieku. Sztuka polskiego modernizmu
1890-1914” w Muzeum Narodowym w Warszawie
Zawartość imponującego katalogu wystawy Koniec
wieku, czynnej w warszawskim Muzeum Narodowym
na przełomie 1996 i 1997 roku, a następnie w Krako-
wie*, dostatecznie dobrze uświadamia jak dalece na-
braliśmy dystansu do sztuki sprzed stu lat, która ciągle, choćby dla
potrzeb kursu uniwersyteckiego, nazywana jest „sztuką nowo-
czesną”. Te sto lat, jak słynny wzór metra z podparyskiego Sevres,
pozwala już bezdyskusyjnie ustalać, wartościować, klasyfikować.
Porządek, łubiany w końcu przez historyków, powinien panować
w dziejach sztuk plastycznych. Jednak próba, podjęta przez dwo-
je organizatorów wystawy i jednocześnie współtwórców katalo-
gu, tj. Elżbietę Charazińską i Łukasza Kossowskiego, często jesz-
cze wydaje się porządkiem narzuconym i subiektywnym, zwłasz-
cza w warstwie wewnętrznych podziałów, grupowania dzieł z po-
mocą ich tytułów, szukania typów tropem współwzorców, podo-
bieństw fizycznych czy metafizycznych łączników. W sporze
o porządek tak kolosalnej wystawy i morfologię logicznych zwią-
zków prezentowanych dzieł, wygrywa argument zachowania
pewnej proporcji i zasugerowania jej widzowi - odbiorcy rzeczy-
wiście przygotowanemu nie tylko do biernej degustacji, lecz szu-
kającemu znaczeń podskórnych, mało widocznych lub ukrytych
zupełnie. Jednym z mierników walorów wystawy mogły być
zwiedzające ją nieprzebrane tłumy przymuszonej młodzieży
zmieszane z autentycznymi ochotnikami: znawcami, bywalcami
salonów i przedstawicielami ginącego gatunku zwanego inteli-
gencją. Magnesem przyciągającym był bez wątpienia zakres wy-
stawy, jej silny ładunek estetyczny, ale i ten właśnie zaproponowa-
ny przez autorów, nowy porządek. Widz, a w tym i historyk sztu-
ki, zdecydowanie lubi, gdy wystawa, prócz układu czysto chrono-
logicznego czy tematycznego, proponuje pewne misterium nie-
domówień, domysłów, swobody i marginesu dla własnej interpre-
tacji. Myślę, że i magnesem dla tego przedsięwzięcia okazał się,
być może nie zamierzony przez autorów, prosty dydaktyzm: oto
znawcom warszawskich zasobów muzealnych pokazano nade-
słane obiekty z ponad trzydziestu innych kolekcji, m.in. z Pozna-
nia, Krakowa, Lwowa, Zakopanego, czy Wilna, owe rozliczne
brakujące elementy w skądinąd nieobcej mozaice. Puzzle pt. Ko-
niec wieku został teraz niemal wypełniony i ukazał się w swej
okazałości. Owa „okazałość”, dla jednych pozostała nadal intry-
gująca, choć epigońska, dla innych świadoma swej dekadencji,
a przez to rozgrzeszona z pewnych reguł gry: wolna od schlebia-
nia gustom czy ślepego nadążania za obowiązującymi modami.
Choć nie każdemu dane jest żyć w latach zamykających pewną
epokę, lub na przełomie dwóch, wyznaczających granicę antę
i post quem, to świadome przeżywanie takiej właśnie chwili po-
zwala na wiele więcej niż twórczy marsz pośród przyjętych sche-
matów. Współautorzy tekstowej części katalogu (m.in. Wiesław
Juszczak, Maria Poprzęcka, Piotr Szubert, Stefania Kozakow-
ska-Krzysztofowicz, Irena Kossowska i autorzy wystawy) starali
się odpowiedzieć między innymi na pytanie: na ile koniec wieku
był początkiem następnego, czy doświadczenie dekadentów po-
mogło im przenieść się w nowy, XX wiek, czy też estetyczny ba-
last przeszłości okazał się zbyt zobowiązujący. Tytułowy „koniec”
wieku sięga zresztą po rok 1914, a więc z góiy zakłada ów zwol-
niony i jednak umowny proces przechodzenia w następne stulecie
i w tym samym momencie towarzyszący mu element swobody
twórczej otrzymuje przedłużenie racji swego bytu. Raz jeszcze
okazało się, iż żadne daty nie mogą, stricte i z góry wyznaczyć ram
procesów, w jakie dopiero z czasem wtłaczamy etapy w dziejach
sztuki. Przecież, abstrahując od sytuacji ściśle określonych data-
mi, czy nacisku wydarzeń politycznych, kiedy i od sztuki oczeku-
je się refleksu i aktualności, zawsze istniał i istnieje do dziś, nurt
płynący nieco obok, lecz wyraźnie żłobiący brzegi i pogłębiający
własne koryto. Myślę, iż trudność w budowaniu tej wystawy po-
legała nie tyle na wielopłaszczyznowości zjawisk, lecz na uszere-
gowaniu ich estetycznego wyrazu, na wydobyciu pewnego wspól-
nego wątku dla zazębiających się elementów w łańcuch możliwie
wyprostowany, klarowny, cząstkowo tylko podzielony, w sumie
jednak spójny i w miarę możliwości wolny od dygresji. I tu naj-
trudniej ocenić, czy autorzy obronili swe racje i utrzymali kryteria
przyjęte zapewne gdzieś u początków swego pomysłu. Słynne (ty-
pu „siedź i cierp”) meble Wyspiańskiego i zatrącające o kicz figur-
ki z Pacykowa, wspaniałe buczackie ponadczasowe makaty obok
tkanych nasturcji w kształt barwnych plam na palecie, sugerują,
by pozostać tylko przy tych przykładach, poczucie dyktatu kon-
kretnego przedmiotu wobec wizji „końca wieku”. W masie bogac-
twa przykładów z różnych dziedzin sztuk plastycznych, nie ulega
kwestii, iż najpełniejszy wymiar osiągnęło malarstwo. To ono,
Biuletyn Historii Sztuki
R.LXI, 1997, Nr 1-2
131
Warszawa, Instytut Sztuki PAN
„Koniec wieku. Sztuka polskiego modernizmu
1890-1914” w Muzeum Narodowym w Warszawie
Zawartość imponującego katalogu wystawy Koniec
wieku, czynnej w warszawskim Muzeum Narodowym
na przełomie 1996 i 1997 roku, a następnie w Krako-
wie*, dostatecznie dobrze uświadamia jak dalece na-
braliśmy dystansu do sztuki sprzed stu lat, która ciągle, choćby dla
potrzeb kursu uniwersyteckiego, nazywana jest „sztuką nowo-
czesną”. Te sto lat, jak słynny wzór metra z podparyskiego Sevres,
pozwala już bezdyskusyjnie ustalać, wartościować, klasyfikować.
Porządek, łubiany w końcu przez historyków, powinien panować
w dziejach sztuk plastycznych. Jednak próba, podjęta przez dwo-
je organizatorów wystawy i jednocześnie współtwórców katalo-
gu, tj. Elżbietę Charazińską i Łukasza Kossowskiego, często jesz-
cze wydaje się porządkiem narzuconym i subiektywnym, zwłasz-
cza w warstwie wewnętrznych podziałów, grupowania dzieł z po-
mocą ich tytułów, szukania typów tropem współwzorców, podo-
bieństw fizycznych czy metafizycznych łączników. W sporze
o porządek tak kolosalnej wystawy i morfologię logicznych zwią-
zków prezentowanych dzieł, wygrywa argument zachowania
pewnej proporcji i zasugerowania jej widzowi - odbiorcy rzeczy-
wiście przygotowanemu nie tylko do biernej degustacji, lecz szu-
kającemu znaczeń podskórnych, mało widocznych lub ukrytych
zupełnie. Jednym z mierników walorów wystawy mogły być
zwiedzające ją nieprzebrane tłumy przymuszonej młodzieży
zmieszane z autentycznymi ochotnikami: znawcami, bywalcami
salonów i przedstawicielami ginącego gatunku zwanego inteli-
gencją. Magnesem przyciągającym był bez wątpienia zakres wy-
stawy, jej silny ładunek estetyczny, ale i ten właśnie zaproponowa-
ny przez autorów, nowy porządek. Widz, a w tym i historyk sztu-
ki, zdecydowanie lubi, gdy wystawa, prócz układu czysto chrono-
logicznego czy tematycznego, proponuje pewne misterium nie-
domówień, domysłów, swobody i marginesu dla własnej interpre-
tacji. Myślę, że i magnesem dla tego przedsięwzięcia okazał się,
być może nie zamierzony przez autorów, prosty dydaktyzm: oto
znawcom warszawskich zasobów muzealnych pokazano nade-
słane obiekty z ponad trzydziestu innych kolekcji, m.in. z Pozna-
nia, Krakowa, Lwowa, Zakopanego, czy Wilna, owe rozliczne
brakujące elementy w skądinąd nieobcej mozaice. Puzzle pt. Ko-
niec wieku został teraz niemal wypełniony i ukazał się w swej
okazałości. Owa „okazałość”, dla jednych pozostała nadal intry-
gująca, choć epigońska, dla innych świadoma swej dekadencji,
a przez to rozgrzeszona z pewnych reguł gry: wolna od schlebia-
nia gustom czy ślepego nadążania za obowiązującymi modami.
Choć nie każdemu dane jest żyć w latach zamykających pewną
epokę, lub na przełomie dwóch, wyznaczających granicę antę
i post quem, to świadome przeżywanie takiej właśnie chwili po-
zwala na wiele więcej niż twórczy marsz pośród przyjętych sche-
matów. Współautorzy tekstowej części katalogu (m.in. Wiesław
Juszczak, Maria Poprzęcka, Piotr Szubert, Stefania Kozakow-
ska-Krzysztofowicz, Irena Kossowska i autorzy wystawy) starali
się odpowiedzieć między innymi na pytanie: na ile koniec wieku
był początkiem następnego, czy doświadczenie dekadentów po-
mogło im przenieść się w nowy, XX wiek, czy też estetyczny ba-
last przeszłości okazał się zbyt zobowiązujący. Tytułowy „koniec”
wieku sięga zresztą po rok 1914, a więc z góiy zakłada ów zwol-
niony i jednak umowny proces przechodzenia w następne stulecie
i w tym samym momencie towarzyszący mu element swobody
twórczej otrzymuje przedłużenie racji swego bytu. Raz jeszcze
okazało się, iż żadne daty nie mogą, stricte i z góry wyznaczyć ram
procesów, w jakie dopiero z czasem wtłaczamy etapy w dziejach
sztuki. Przecież, abstrahując od sytuacji ściśle określonych data-
mi, czy nacisku wydarzeń politycznych, kiedy i od sztuki oczeku-
je się refleksu i aktualności, zawsze istniał i istnieje do dziś, nurt
płynący nieco obok, lecz wyraźnie żłobiący brzegi i pogłębiający
własne koryto. Myślę, iż trudność w budowaniu tej wystawy po-
legała nie tyle na wielopłaszczyznowości zjawisk, lecz na uszere-
gowaniu ich estetycznego wyrazu, na wydobyciu pewnego wspól-
nego wątku dla zazębiających się elementów w łańcuch możliwie
wyprostowany, klarowny, cząstkowo tylko podzielony, w sumie
jednak spójny i w miarę możliwości wolny od dygresji. I tu naj-
trudniej ocenić, czy autorzy obronili swe racje i utrzymali kryteria
przyjęte zapewne gdzieś u początków swego pomysłu. Słynne (ty-
pu „siedź i cierp”) meble Wyspiańskiego i zatrącające o kicz figur-
ki z Pacykowa, wspaniałe buczackie ponadczasowe makaty obok
tkanych nasturcji w kształt barwnych plam na palecie, sugerują,
by pozostać tylko przy tych przykładach, poczucie dyktatu kon-
kretnego przedmiotu wobec wizji „końca wieku”. W masie bogac-
twa przykładów z różnych dziedzin sztuk plastycznych, nie ulega
kwestii, iż najpełniejszy wymiar osiągnęło malarstwo. To ono,
Biuletyn Historii Sztuki
R.LXI, 1997, Nr 1-2
131