576
In Memoriam
3. U córki,
Marty Grzybowskiej,
Warszawa 2007.
że liczą się efekty pracy. Ale sama praca? Później
zdałam sobie sprawę, że dla niej sens tych słów był
oczywisty. Pracowała bezustannie, tworząc stabil-
ną podstawę dla siebie samej i bezpieczne schro-
nienie, gdy wszystko zawiedzie. Przyszło mi na
własnej skórze przekonać o skuteczności i sensow-
ności takiej strategii.
Dzisiaj wiem, że to tylko jedna z nieskończenie
wielu rzeczy, które zawdzięczam Pani Białosto-
ckiej. Większość podstawowych wartości, które re-
prezentowała i wyznawała, znałam z rodzinnego
domu, jednak pod jej wpływem ugruntowały się
i zyskały inny wymiar. Moja niedoszła babka
zmarła w 1918 r. na hiszpankę, którą zaraziła się,
pielęgnując chorych. Podobno do końca, już
w malignie, powtarzała swojej siostrze, która
„odziedziczyła" po niej mego dziadka: „Pamiętaj,
Michciu, tam na Krakowskim Przedmieściu napi-
sano - Res sacra miser". Pani Białostocka nie mu-
siała chodzić na Krakowskie. Miała te słowa wpi-
sane w sercu i w głowie zanim jeszcze zajęła się
działalnością charytatywną, pełną poświęcenia opieką
nad pacjentami hospicjów. W codziennym instytuto-
wym życiu umiała natychmiast zapomnieć o swoich
urazach czy niechęciach wobec każdego, kto potrze-
bował wsparcia. Była zresztą mistrzynią dyskretnej
pomocy, bez powoływania się na wielkie słowa. Nie
uznawała zdawkowego pocieszenia, lecz niosła po-
moc prawdziwą - w załatwieniu jakiejś sprawy czy
rozwiązaniu sytuacji. Często ofiarowała zwyczajną,
a tak niezbędną obecność. Wiem to od koleżanek, któ-
re pracowały z Panią Białostocką długo i którym to-
warzyszyła we wszystkich trudnych chwilach.
Nie umiem ocenić, na ile było to jej zasługą, a na
ile efektem szczęśliwego zbiegu okoliczności, że Pra-
cownia Słownika Artystów Polskich stała się dla wie-
lu z nas drugim domem i rodziną. Rodziną złożoną
z bardzo wyrazistych indywidualności, ludzi o rozma-
itych poglądach i temperamentach, wobec których
Pani Białostocka wykazała na ogół daleko idące zrozu-
mienie. (Twardo trzymając się zasad moralnych, była
jednocześnie wzorem tolerancji wobec różnych przeja-
In Memoriam
3. U córki,
Marty Grzybowskiej,
Warszawa 2007.
że liczą się efekty pracy. Ale sama praca? Później
zdałam sobie sprawę, że dla niej sens tych słów był
oczywisty. Pracowała bezustannie, tworząc stabil-
ną podstawę dla siebie samej i bezpieczne schro-
nienie, gdy wszystko zawiedzie. Przyszło mi na
własnej skórze przekonać o skuteczności i sensow-
ności takiej strategii.
Dzisiaj wiem, że to tylko jedna z nieskończenie
wielu rzeczy, które zawdzięczam Pani Białosto-
ckiej. Większość podstawowych wartości, które re-
prezentowała i wyznawała, znałam z rodzinnego
domu, jednak pod jej wpływem ugruntowały się
i zyskały inny wymiar. Moja niedoszła babka
zmarła w 1918 r. na hiszpankę, którą zaraziła się,
pielęgnując chorych. Podobno do końca, już
w malignie, powtarzała swojej siostrze, która
„odziedziczyła" po niej mego dziadka: „Pamiętaj,
Michciu, tam na Krakowskim Przedmieściu napi-
sano - Res sacra miser". Pani Białostocka nie mu-
siała chodzić na Krakowskie. Miała te słowa wpi-
sane w sercu i w głowie zanim jeszcze zajęła się
działalnością charytatywną, pełną poświęcenia opieką
nad pacjentami hospicjów. W codziennym instytuto-
wym życiu umiała natychmiast zapomnieć o swoich
urazach czy niechęciach wobec każdego, kto potrze-
bował wsparcia. Była zresztą mistrzynią dyskretnej
pomocy, bez powoływania się na wielkie słowa. Nie
uznawała zdawkowego pocieszenia, lecz niosła po-
moc prawdziwą - w załatwieniu jakiejś sprawy czy
rozwiązaniu sytuacji. Często ofiarowała zwyczajną,
a tak niezbędną obecność. Wiem to od koleżanek, któ-
re pracowały z Panią Białostocką długo i którym to-
warzyszyła we wszystkich trudnych chwilach.
Nie umiem ocenić, na ile było to jej zasługą, a na
ile efektem szczęśliwego zbiegu okoliczności, że Pra-
cownia Słownika Artystów Polskich stała się dla wie-
lu z nas drugim domem i rodziną. Rodziną złożoną
z bardzo wyrazistych indywidualności, ludzi o rozma-
itych poglądach i temperamentach, wobec których
Pani Białostocka wykazała na ogół daleko idące zrozu-
mienie. (Twardo trzymając się zasad moralnych, była
jednocześnie wzorem tolerancji wobec różnych przeja-