Universitätsbibliothek HeidelbergUniversitätsbibliothek Heidelberg
Metadaten

Instytut Sztuki (Warschau) [Hrsg.]; Państwowy Instytut Sztuki (bis 1959) [Hrsg.]; Stowarzyszenie Historyków Sztuki [Hrsg.]
Biuletyn Historii Sztuki — 78.2016

DOI Heft:
Nr. 3
DOI Artikel:
In Memoriam
DOI Artikel:
Jolanta Maurin Białostocka (1924-2016)
DOI Seite / Zitierlink:
https://doi.org/10.11588/diglit.71008#0588

DWork-Logo
Überblick
Faksimile
0.5
1 cm
facsimile
Vollansicht
OCR-Volltext
578

IN Memoriam


5. W domu, przy pracy, marzec 1992

bywała na spotkaniach naukowców i twórców. Spo-
ro później głęboko przeżyła swoje nawrócenie na
katolicyzm. Nie odsunęła się od świata i ludzi, choć
odmieniła wewnętrznie. Nadal chodziła regularnie
na przeglądy filmowe, dyskutowała o polityce
i współczesnej filozofii, szczególnie zainteresowana
szkołą heidelberską i wiedeńską, w tym poglądami
Karla Poppera. Kiedy na instytutowych maszynach
do pisania powielaliśmy przez kalkę ulotki, udawała,
że tego nie widzi. Ale wiedzieliśmy, że mamy jej po-
parcie. W czasie stanu wojennego pozwalała nam
więcej pracować w domu, dbając o nasze bezpieczeń-
stwo. Sama pełniła regularne dyżury w klasztorze
franciszkanek przy Piwnej, gdzie działała w Pryma-
sowskim Komitecie Pomocy Osobom Pozbawionym
Wolności i ich Rodzinom. To wiara, a potem śmierć
męża, otwierała ją coraz bardziej na ludzkie cierpie-
nie, które intensywnie odczuwała. I sama cierpiała,
że nie umie czy nie może pomóc tak, jakby chciała".
Pytałam też Inkę o rzeczy mniejszej wagi, które
dopełniłyby moje spostrzeżenia. Kiedyś w pracowni
przyznałam się, że nie umiem wyzwolić się od umy-
cia słoika i starannego usunięcia etykiety, chociaż
później i tak na ogół go wyrzucam. Wtedy Szefowa
z wesołą iskierką w oku powiedziała: „Moja krew!".
I razem śmiałyśmy się z tego wspólnego dziwactwa,
nie jedynego, jak się zresztą okazało. Obie lubiły-

śmy, żeby w lodówce nie było prawie nic. „Jolanta
była bardzo oszczędna" - ciągnie Inka. „Wiele osób
nazywało to skąpstwem. Ja wiązałabym to z tradycją
protestancką, w której się wychowała". Ja zaś zna-
łam to z domu. Przynajmniej jeśli chodzi o oszczęd-
ność papieru, w której celował mój ojciec, pamięta-
jący swoje pierwsze zeszyty gimnazjalne robione ze
starych kwitariuszy. Myślę jednak, że Pani Biało-
stockiej chodziło także o zredukowanie chaosu,
o ograniczenie rzeczy, które rozpraszają uwagę.
W konsekwencji - o oczyszczenie, uładzenie we-
wnętrzne.
Inka dorzuca jeszcze kilka drobiazgów: „Kocha-
ła psy. Miała kiedyś jednego, którego nazwała Tri-
stram. Ale pies jej nie słuchał, nie radziła sobie
z nim. Okropnie prowadziła samochód; nie lubiła
tego, nie umiała za kierownicą się skupić". To psie
imię było na cześć Laurence'a Sterne'a, współczesne-
go wszak Lessingowi, któremu Jolanta Białostocka
poświęciła w swoich badaniach tyle uwagi. Podobno
najwięcej czytała literatury niemieckiej, wyłącznie
w oryginale. Wysoko ceniła pisarstwo Thomasa Man-
na i Guntera Grassa. „W ogóle - kończy Inka - było
w niej dużo sprzeczności, które ją samą męczyły".
Praca Jolanty Białostockiej w Słowniku artystów
polskich... niemal całkowicie zastąpiła wszystko
inne, karierę naukową, własne badania. Ale nie było
 
Annotationen