RECENZJE — POLEMIKI
Słoczyńskiego). Nader skromną argumentację do-
datkową zebrałem sam, inspirowany uwagami
p. Słoczyńskiego, nie zaś — świadomie lub nie —
przejąłem z jego odczytów. W tym miejscu samo-
krytycznie przyznać muszę, że w przyp. 41 arty-
kułu, gdzie cytuję list Matejki do Sembratowicza,
zamieszczony n.b. w pierwotnej wersji szkicu, nie
podałem źródła, którym jest znana mi i cytowana
w pracy (przyp. 28) książka Gorzkowskiego. Za-
uważył to i opacznie zinterpretował Słoczyński.
2. Jak potraktował H. Słoczyński mój udział
w badaniach nad „Wernyhorą" ?
W referacie i publikacji Autor stwierdził na
wstępie, że „obraz nie doczekał się do tej pory
(luty 84) wyczerpującej analizy treści" oraz, że
„piszący poświęcają temu dziełu niewiele miejsca
(i) ograniczają się na ogół do zdawkowych uwag".
W tym kontekście przytacza dzieła S. Tarnowskie-
go, M. Tretera, F. Ziejki i M. Gorzkowskiego. Mego
wystąpienia sprzed 3 miesięcy Słoczyński nie dos-
trzega. Z treści przyp. 34 (s. 252) czytelnik może
się dowiedzieć, że na pewien aspekt treściowy ob-
razu uwagę zwrócił doc. J. Ostrowski, podczas dys-
kusji w SHS, w listopadzie 1983. Nad czym to
dyskutowano? — nad (nieznanym jak dotąd Sło-
czyńskiemu) odczytem P. Pencakowskiego o „Wer-
nyhorze". Był więc o dziwo jakiś mój odczyt.
Wzmiankowany jest on w jednym z ostatnich
przypisów (nr 43*). Jednak dopiero z treści na-
desłanego później post scriptum z pretensjami do-
wiadujemy się, że p. Słoczyński w dyskusji wziął
udział (skąd można ewentualnie wydedukować,
że był na odczycie obecny).
Potraktowanie wygłoszonej publicznie (XI.83)
i znanej sobie pracy „per non est" w odczycie
Słoczyńskiego (II.84) jak też w Jego publikacji
w BHS trudno nazwać zapomnieniem. Była to
przecież jedyna wówczas i można chyba rzec pio-
nierska próba całościowego odczytania treści dzie-
ła Matejki. Na ustosunkowanie się do niej miał
Autor dosyć czasu.
H. Słoczyński stwierdza słusznie, że obie prace
wykazują zbieżność. Wynika ona wg Autora z „iden-
tycznych założeń", tj. że obraz jest „swego rodzaju
przesłaniem historiozoficznym", jak też stąd, że
wspólną podstawą była bogata w pomysły (jak
się nagle okazuje) literatura przedmiotu.
To nie jest prawda.
W mojej pracy takie odczytanie treści obrazu
nie było założeniem lecz wynikiem analiz: zasad-
niczym wnioskiem, przedstawionym na końcu ar-
tykułu (nie inaczej u Słoczyńskiego). Rozpoznanie
takie różniło się zasadniczo od skromnych w istocie
ustaleń wcześniejszych badaczy.
Zbieżności między obiema pracami wykracza-
ją poza ogólne odczytanie „Wernyhory" jako sty-
mulowanego refleksją historiozoficzną przesłania
(przepowiedni). Łatwo zauważyć, że cały sposób
ujęcia, horyzont badawczy, kolejność referowania
ważniejszych problemów, operowanie niektórymi
cytatami (np. z Tarnowskiego i Wyki), ba — nawet
preikonograficzny opis sceny jest u Słoczyńskiego
odbiciem tego, co wcześniej zaproponowałem. To
samo dotyczy wielu ustaleń szczegółowych różnej
wagi. Ich wyliczenie zajęłoby dużo miejsca.
Na tle stanu badań nad obrazem w r. 1983
te podobieństwa nie wyglądają na przypadkowe.
Nie tłumaczy ich też to, że p. Słoczyński zbierał
materiały o „Wernyhorze" (na co wskazuje kom-
petentna wypowiedź w dyskusji nad moim od-
czytem).
Powstaje pytanie: skąd to wszystko się wzięło
u Słoczyńskiego w 3 miesiące po moim wystąpie-
niu? — i dalej: jakie jest znaczenie mojej, skrzęt-
nie przezeń ignorowanej pracy, już nie dla ewolucji
ale dla ukształtowania Jego poglądów?
Ocenę i odpowiedź zostawiam czytelnikom.
Na koniec stwierdzam, że całą sprawę pomija-
łem milczeniem w przekonaniu, że nie pierwszeń-
stwo jest ważne, ale postęp w nauce. Niniejsze
sprostowanie wymusił p. Słoczyński, sugerując
w szeroko czytanym periodyku, że to ja popełni-
łem plagiat.
3. Gwoli sprawiedliwości stwierdzić należy, że
p. H. Słoczyński wprowadził do dyskusji nad „Wer-
nyhorą" kilka ciekawych wątków i nowych argu-
mentów. W Jego artykule znalazły się też sformu-
łowania błędne (np. sugestie o znaczeniu motywu
pierścienia; na ten temat moje ustalenia dot. obu
pierścieni i wątku zaślubin, s. 84, przyp. 40). Także
uwagi polemiczne wyrażone pod mym adresem
godne są odpowiedzi,
104
Słoczyńskiego). Nader skromną argumentację do-
datkową zebrałem sam, inspirowany uwagami
p. Słoczyńskiego, nie zaś — świadomie lub nie —
przejąłem z jego odczytów. W tym miejscu samo-
krytycznie przyznać muszę, że w przyp. 41 arty-
kułu, gdzie cytuję list Matejki do Sembratowicza,
zamieszczony n.b. w pierwotnej wersji szkicu, nie
podałem źródła, którym jest znana mi i cytowana
w pracy (przyp. 28) książka Gorzkowskiego. Za-
uważył to i opacznie zinterpretował Słoczyński.
2. Jak potraktował H. Słoczyński mój udział
w badaniach nad „Wernyhorą" ?
W referacie i publikacji Autor stwierdził na
wstępie, że „obraz nie doczekał się do tej pory
(luty 84) wyczerpującej analizy treści" oraz, że
„piszący poświęcają temu dziełu niewiele miejsca
(i) ograniczają się na ogół do zdawkowych uwag".
W tym kontekście przytacza dzieła S. Tarnowskie-
go, M. Tretera, F. Ziejki i M. Gorzkowskiego. Mego
wystąpienia sprzed 3 miesięcy Słoczyński nie dos-
trzega. Z treści przyp. 34 (s. 252) czytelnik może
się dowiedzieć, że na pewien aspekt treściowy ob-
razu uwagę zwrócił doc. J. Ostrowski, podczas dys-
kusji w SHS, w listopadzie 1983. Nad czym to
dyskutowano? — nad (nieznanym jak dotąd Sło-
czyńskiemu) odczytem P. Pencakowskiego o „Wer-
nyhorze". Był więc o dziwo jakiś mój odczyt.
Wzmiankowany jest on w jednym z ostatnich
przypisów (nr 43*). Jednak dopiero z treści na-
desłanego później post scriptum z pretensjami do-
wiadujemy się, że p. Słoczyński w dyskusji wziął
udział (skąd można ewentualnie wydedukować,
że był na odczycie obecny).
Potraktowanie wygłoszonej publicznie (XI.83)
i znanej sobie pracy „per non est" w odczycie
Słoczyńskiego (II.84) jak też w Jego publikacji
w BHS trudno nazwać zapomnieniem. Była to
przecież jedyna wówczas i można chyba rzec pio-
nierska próba całościowego odczytania treści dzie-
ła Matejki. Na ustosunkowanie się do niej miał
Autor dosyć czasu.
H. Słoczyński stwierdza słusznie, że obie prace
wykazują zbieżność. Wynika ona wg Autora z „iden-
tycznych założeń", tj. że obraz jest „swego rodzaju
przesłaniem historiozoficznym", jak też stąd, że
wspólną podstawą była bogata w pomysły (jak
się nagle okazuje) literatura przedmiotu.
To nie jest prawda.
W mojej pracy takie odczytanie treści obrazu
nie było założeniem lecz wynikiem analiz: zasad-
niczym wnioskiem, przedstawionym na końcu ar-
tykułu (nie inaczej u Słoczyńskiego). Rozpoznanie
takie różniło się zasadniczo od skromnych w istocie
ustaleń wcześniejszych badaczy.
Zbieżności między obiema pracami wykracza-
ją poza ogólne odczytanie „Wernyhory" jako sty-
mulowanego refleksją historiozoficzną przesłania
(przepowiedni). Łatwo zauważyć, że cały sposób
ujęcia, horyzont badawczy, kolejność referowania
ważniejszych problemów, operowanie niektórymi
cytatami (np. z Tarnowskiego i Wyki), ba — nawet
preikonograficzny opis sceny jest u Słoczyńskiego
odbiciem tego, co wcześniej zaproponowałem. To
samo dotyczy wielu ustaleń szczegółowych różnej
wagi. Ich wyliczenie zajęłoby dużo miejsca.
Na tle stanu badań nad obrazem w r. 1983
te podobieństwa nie wyglądają na przypadkowe.
Nie tłumaczy ich też to, że p. Słoczyński zbierał
materiały o „Wernyhorze" (na co wskazuje kom-
petentna wypowiedź w dyskusji nad moim od-
czytem).
Powstaje pytanie: skąd to wszystko się wzięło
u Słoczyńskiego w 3 miesiące po moim wystąpie-
niu? — i dalej: jakie jest znaczenie mojej, skrzęt-
nie przezeń ignorowanej pracy, już nie dla ewolucji
ale dla ukształtowania Jego poglądów?
Ocenę i odpowiedź zostawiam czytelnikom.
Na koniec stwierdzam, że całą sprawę pomija-
łem milczeniem w przekonaniu, że nie pierwszeń-
stwo jest ważne, ale postęp w nauce. Niniejsze
sprostowanie wymusił p. Słoczyński, sugerując
w szeroko czytanym periodyku, że to ja popełni-
łem plagiat.
3. Gwoli sprawiedliwości stwierdzić należy, że
p. H. Słoczyński wprowadził do dyskusji nad „Wer-
nyhorą" kilka ciekawych wątków i nowych argu-
mentów. W Jego artykule znalazły się też sformu-
łowania błędne (np. sugestie o znaczeniu motywu
pierścienia; na ten temat moje ustalenia dot. obu
pierścieni i wątku zaślubin, s. 84, przyp. 40). Także
uwagi polemiczne wyrażone pod mym adresem
godne są odpowiedzi,
104