RECENZJE
Oprócz licznych błędów i nieścisłości, których wy-
liczenie mijałoby się z celem, autor w wielu wypad-
kach tylko częściowo omawia dane zjawiska. I tak
wbrew temu, co pisze w haśle punce, zasady znako-
wania wyrobów złotych i srebrnych nie były we
wszystkich krajach takie same jak we Francji, prze-
ciwnie: nieco inne w Anglii i Niderlandach, a już
zupełnie różne w Niemczech i krajach Europy środ-
kowej, Rosji etc. Samo kształtowanie się francuskie-
go systemu dzierżawczego przedstawione zostało na-
der mgliście. Również od dawna znane są bliższe
fakty dotyczące początków znakowania — np. roz-
porządzenie Filipa Śmiałego z 1275 r., a o stosowa-
niu obu znaków mistrzowskiego i kontrolnego miej-
skiego wiadomo już ze statutów miasta Montpellier
z r. 1355. Ostatnio użycie cech złotnika, kontrolnej
i rocznej w Anglii cofa się do r. 1336 (m. Londyn).
W haśle emalia ze zdumieniem czytamy, że są tylko
dwa jej rodzaje: komórkowa i żłobkowa, do których
autor dorzuca jeszcze na koniec emalię malarską i
malowanie na emalii. Natomiast ani słowa o „emalii
drucikowej" zw. węgierską, „reliefowej", „przejrzy-
stej", „korpusowej", by nie wspominać już o mniej
znanych: „ażurowej", „na szkle" itd. Fontaine wystę-
puje tylko jako lawaterz, podczas gdy może to być
również zaopatrzony w kureczek pojemnik na płyny
(np. wino, herbatę) stojący na stole lub konsoli.
Można by wreszcie zarzucić autorowi, że uprzywi-
lejował przede wszystkim meblarstwo, ceramikę i ta-
piserie, a bardziej po macoszemu potraktował tkani-
ny jedwabne i wyroby metalowe. Tapiserie a nawet
tapety zostały bowiem rozpisane na szczegółowe has-
ła (np. małe manufaktury: Mancy czy La Malgran-
ge, producenci tapet i tkanin drukowanych jak Re-
veillon), a brak natomiast wybitnego projektanta tka-
nin wzorzystych — J. Revela, inicjatora kierunku
zw. naturalizmem, występującego ok. 1740 r. Zabrak-
ło też omówienia produkcji dwóch przodujących fran-
cuskich ośrodków tkackich Lyonu i Tours, nie mó-
wiąc już o włoskich miastach jedwabniczych (nawia-
sem mówiąc występuje np. hasło Wenecja, ale doty-
czy ono wyłącznie szkła, ceramiki i koronek). Za-
ledwie zasygnalizowano z kolei fajanse z Delft; hasło
to powinna była uzupełnić redakcja polska starająca
się (jak o tym zapewnia we wstępie) o zachowanie
proporcji pomiędzy Francją a resztą Europy.
Wątpliwości budzi również zestaw nazwisk złot-
ników: pojawia się np. mało znana rodzina Kienle-
nów z Ulm, brak natomiast augsbursko-norymber-
skiej Lenckerów, augsburskiej Billerów, czy choćby
M. Wallbauma z Augsburga, P. de Lamerie i F. Kan-
dlera z Londynu. W porównaniu ze złotnikami i ebe-
nistami francuskimi bardzo mało miejsca poświęcono
Jamnitzerom; nie pominięto wprawdzie Mikołaja
z Verdun, ale przemilczano najważniejsze jego dzieło
i jedno z najistotniejszych nie tylko dla złotnictwa,
ale dla rozmanizmu w ogóle — relikwiarz skrzynio-
wy Trzech Króli z katedry kolońskiej.
Z kolei zbędne wydaje się uwzględnianie haseł z
zakresu sztuki ogrodowej oraz biogramów takich po-
staci, jak krytyk sztuki A. Felibien, malarz, archi-
tekt i przede wszystkim historiograf G. Vasari, ar-
chitekt i teoretyk A. Palladio. Jeśli w słowniku zna-
lazł miejsce P. J. Mariette, autor Traite historique
des pierres graves du Cabinet du roi (1730), to dla-
czego pominięto np. Ch. Patina, który w swych Re-
lations historiques et curieuses de ses voyages en
Allemagne, Angleterre, Hollande, Boheme, Suisse etc
(1676) sporo miejsca poświęca m.in. numizmatom
znajdującym się w kolekcjach europejskich (na wia-
domościach tych opierał się w dużej mierze J. v.
Sandrart w rozdziale o kunstkamerach w drugiej,
antykwarycznej części swej Teutsche Academie,
1679).
Zadanie postawione przed redakcją polską było
więc niełatwe. Nie wyeliminowała ona jednak wielu
błędów i niedociągnięć, z których część starałem się
uprzytomnić. Nie wypełniła też — mimo starań —
tego braku, jakim było pominięcie przez autora wie-
lu zjawisk pozafrancuskich. Ledwie dotknięte, na
co już przed chwilą zwracałem uwagę, pozostały np.
fajanse z Delft, bez wzmiankowania bardzo ważnego
traktatu Gerrita Paape, przy czym autor częstokroć
podaje nam współczesną literaturę teoretyczną z in-
nych dziedzin rzemiosła artystycznego. Jeśli informa-
cje o wielu twórcach uzupełniano, robiono to przy-
padkowo; dodano np. hasło Bierpfaff, ale nie wspom-
niano nawet o jego gdańskim przyjacielu i „odpo-
wiedniku" A. Mackensenie st. (przed uzyskaniem ty-
tułu mistrza cechowego zatrudniony był także jako
złotnik nadworny Wazów). Brak też wielu innych
złotników i przedstawicieli pozostałych gałęzi rze-
miosła pracujących w Małopolsce, Wielkopolsce czy
na Pomorzu.
Nie sposób pominąć milczeniem nieumiejętnego
tłumaczenia wielu terminów fachowych, które prze-
kładane dosłownie tracą często sens. Pojawia się
więc drewno indyjskie jako drewno pochodzenia
amerykańskiego (bois de Indes, hasło Avril), 12-pro-
centowe srebro jako czyste, zamiast użycia podziału
łutowego grzywny (stop), zamiast przechowania
kamieni pochodzących z mebli — konserwacja, co
zmienia sens całego zdania (hasło Cucci). Z kolei
dziwnie wygląda użycie zromanizowanego imienia
Solisa w dopełniaczu jako Virgile'a zamiast Virgila
(dwukrotnie: Limosin i Reymond) czy spolszczenie:
G. Bologny zamiast Giovanniego da Bologna. Jeśli
już jesteśmy przy sprawach językowych, należy zwró-
cić uwagę i na to, że nie organy przybierają fan-
tazyjne formy (muzyczne instrumenty), tylko pro-
spekty organowe. Niepokój budzi również stosowanie
takich terminów, jak włoskie fajanse (zamiast „ma-
222
Oprócz licznych błędów i nieścisłości, których wy-
liczenie mijałoby się z celem, autor w wielu wypad-
kach tylko częściowo omawia dane zjawiska. I tak
wbrew temu, co pisze w haśle punce, zasady znako-
wania wyrobów złotych i srebrnych nie były we
wszystkich krajach takie same jak we Francji, prze-
ciwnie: nieco inne w Anglii i Niderlandach, a już
zupełnie różne w Niemczech i krajach Europy środ-
kowej, Rosji etc. Samo kształtowanie się francuskie-
go systemu dzierżawczego przedstawione zostało na-
der mgliście. Również od dawna znane są bliższe
fakty dotyczące początków znakowania — np. roz-
porządzenie Filipa Śmiałego z 1275 r., a o stosowa-
niu obu znaków mistrzowskiego i kontrolnego miej-
skiego wiadomo już ze statutów miasta Montpellier
z r. 1355. Ostatnio użycie cech złotnika, kontrolnej
i rocznej w Anglii cofa się do r. 1336 (m. Londyn).
W haśle emalia ze zdumieniem czytamy, że są tylko
dwa jej rodzaje: komórkowa i żłobkowa, do których
autor dorzuca jeszcze na koniec emalię malarską i
malowanie na emalii. Natomiast ani słowa o „emalii
drucikowej" zw. węgierską, „reliefowej", „przejrzy-
stej", „korpusowej", by nie wspominać już o mniej
znanych: „ażurowej", „na szkle" itd. Fontaine wystę-
puje tylko jako lawaterz, podczas gdy może to być
również zaopatrzony w kureczek pojemnik na płyny
(np. wino, herbatę) stojący na stole lub konsoli.
Można by wreszcie zarzucić autorowi, że uprzywi-
lejował przede wszystkim meblarstwo, ceramikę i ta-
piserie, a bardziej po macoszemu potraktował tkani-
ny jedwabne i wyroby metalowe. Tapiserie a nawet
tapety zostały bowiem rozpisane na szczegółowe has-
ła (np. małe manufaktury: Mancy czy La Malgran-
ge, producenci tapet i tkanin drukowanych jak Re-
veillon), a brak natomiast wybitnego projektanta tka-
nin wzorzystych — J. Revela, inicjatora kierunku
zw. naturalizmem, występującego ok. 1740 r. Zabrak-
ło też omówienia produkcji dwóch przodujących fran-
cuskich ośrodków tkackich Lyonu i Tours, nie mó-
wiąc już o włoskich miastach jedwabniczych (nawia-
sem mówiąc występuje np. hasło Wenecja, ale doty-
czy ono wyłącznie szkła, ceramiki i koronek). Za-
ledwie zasygnalizowano z kolei fajanse z Delft; hasło
to powinna była uzupełnić redakcja polska starająca
się (jak o tym zapewnia we wstępie) o zachowanie
proporcji pomiędzy Francją a resztą Europy.
Wątpliwości budzi również zestaw nazwisk złot-
ników: pojawia się np. mało znana rodzina Kienle-
nów z Ulm, brak natomiast augsbursko-norymber-
skiej Lenckerów, augsburskiej Billerów, czy choćby
M. Wallbauma z Augsburga, P. de Lamerie i F. Kan-
dlera z Londynu. W porównaniu ze złotnikami i ebe-
nistami francuskimi bardzo mało miejsca poświęcono
Jamnitzerom; nie pominięto wprawdzie Mikołaja
z Verdun, ale przemilczano najważniejsze jego dzieło
i jedno z najistotniejszych nie tylko dla złotnictwa,
ale dla rozmanizmu w ogóle — relikwiarz skrzynio-
wy Trzech Króli z katedry kolońskiej.
Z kolei zbędne wydaje się uwzględnianie haseł z
zakresu sztuki ogrodowej oraz biogramów takich po-
staci, jak krytyk sztuki A. Felibien, malarz, archi-
tekt i przede wszystkim historiograf G. Vasari, ar-
chitekt i teoretyk A. Palladio. Jeśli w słowniku zna-
lazł miejsce P. J. Mariette, autor Traite historique
des pierres graves du Cabinet du roi (1730), to dla-
czego pominięto np. Ch. Patina, który w swych Re-
lations historiques et curieuses de ses voyages en
Allemagne, Angleterre, Hollande, Boheme, Suisse etc
(1676) sporo miejsca poświęca m.in. numizmatom
znajdującym się w kolekcjach europejskich (na wia-
domościach tych opierał się w dużej mierze J. v.
Sandrart w rozdziale o kunstkamerach w drugiej,
antykwarycznej części swej Teutsche Academie,
1679).
Zadanie postawione przed redakcją polską było
więc niełatwe. Nie wyeliminowała ona jednak wielu
błędów i niedociągnięć, z których część starałem się
uprzytomnić. Nie wypełniła też — mimo starań —
tego braku, jakim było pominięcie przez autora wie-
lu zjawisk pozafrancuskich. Ledwie dotknięte, na
co już przed chwilą zwracałem uwagę, pozostały np.
fajanse z Delft, bez wzmiankowania bardzo ważnego
traktatu Gerrita Paape, przy czym autor częstokroć
podaje nam współczesną literaturę teoretyczną z in-
nych dziedzin rzemiosła artystycznego. Jeśli informa-
cje o wielu twórcach uzupełniano, robiono to przy-
padkowo; dodano np. hasło Bierpfaff, ale nie wspom-
niano nawet o jego gdańskim przyjacielu i „odpo-
wiedniku" A. Mackensenie st. (przed uzyskaniem ty-
tułu mistrza cechowego zatrudniony był także jako
złotnik nadworny Wazów). Brak też wielu innych
złotników i przedstawicieli pozostałych gałęzi rze-
miosła pracujących w Małopolsce, Wielkopolsce czy
na Pomorzu.
Nie sposób pominąć milczeniem nieumiejętnego
tłumaczenia wielu terminów fachowych, które prze-
kładane dosłownie tracą często sens. Pojawia się
więc drewno indyjskie jako drewno pochodzenia
amerykańskiego (bois de Indes, hasło Avril), 12-pro-
centowe srebro jako czyste, zamiast użycia podziału
łutowego grzywny (stop), zamiast przechowania
kamieni pochodzących z mebli — konserwacja, co
zmienia sens całego zdania (hasło Cucci). Z kolei
dziwnie wygląda użycie zromanizowanego imienia
Solisa w dopełniaczu jako Virgile'a zamiast Virgila
(dwukrotnie: Limosin i Reymond) czy spolszczenie:
G. Bologny zamiast Giovanniego da Bologna. Jeśli
już jesteśmy przy sprawach językowych, należy zwró-
cić uwagę i na to, że nie organy przybierają fan-
tazyjne formy (muzyczne instrumenty), tylko pro-
spekty organowe. Niepokój budzi również stosowanie
takich terminów, jak włoskie fajanse (zamiast „ma-
222