284
Ewa Mi ki na
z samym sobą. Indywidualna w pewnym sensie wynika z tekstualnej,
jeśli założyć, że najpierw musiały pojawić się: otwarta książka, bibliote-
ka i gabinet, niezapisana jeszcze kartka, by z nich wykluł się podmiot
nowoczesny, struktura fundowana na wypieraniu i odrzucaniu, które mieli
mu uzmysłowić później Freud i Lacan.
Wszystkie trzy konstrukcje są konstrukcjami niemożliwymi o tyle, o ile
zawarta w nich dynamika siłą rzeczy obraca się przeciwko samej isto-
cie memorabilis.
XVIII stulecie, Wiek Rewolucji, to także czas, kiedy historia zaczyna
być utożsamiana z grzechem pierworodnym. Skoro człowiek zstąpił
niegdyś w historię, a ta zostawiła w jego świadomości i „życiu histo-
rycznym" złogi zła, zniewolenia i nieprawości, regeneracja musi doko-
nać się przez zapomnienie, oczyszczenie z przeszłości. Dopiero wte-
dy, poza czasem historycznym, zaistnieje nowe, wolne i sprawiedliwe
społeczeństwo wolnych i szczęśliwych obywateli.
Orędownik Wielkiej Zmiany, chociaż arystokrata i katolik, markiz Lo-
uis-Antoine de Caraccioli, pisze w 1790 roku o „drugim stworzeniu świa-
ta", Diderot mówi o „kąpieli we krwi", dla innych piszących rewolucja jest
zmartwychwstaniem, ale i Sądem Ostatecznym oddzielającym cnotliwych
od nikczemnych. Motywy eschatologiczne przenikają do języka rewolu-
cji amerykańskiej. Ojcowie Pielgrzymi wędrowali, niczym Żydzi przez
pustynię, przez ocean do Nowej Ziemi, by tam dać początek nowemu
narodowi wybranemu, ufundować zręby pierwszej w dziejach wielkiej
wolnej republiki.
Zdawałoby się, że nie może być pamięci tam, gdzie wszystko, spowite
jeszcze w mit i zarysowane dopiero w projekcie utopijnym, zaczyna się od
początku oddzielającego radykalnym cięciem ów projekt od przeszłości,
w trudzie odnajdywania „pierwszego dyskursu" założycielskiego.
Wolny od pamięci i historycznych okowów Człowiek Rewolucji po-
winien rządzić się rozumem naturalnym i prawami naturalnymi. Tak,
w wielkim skrócie, w kilku hasłach wygląda Brzask, Świt, Zaranie No-
wej Epoki, Nowego Jeruzalem.
Od razu na wstępie nasuwają się dwie uwagi.
Wielka Zmiana, czy inaczej polityczna paruzja dająca początek
epoce nowoczesności, chcąc nie chcąc upamiętnia się w ideałach skom-
prymowanych do haseł. Jest w tych hasłach potrzeba jasności, potrze-
ba paradoksalnej, bo „nowej", pamięci: idee wydrenowane już niemal
ze znaczeń muszą zapadać w świadomość niczym emblematyczne
prawdy, w obawie, że coś umknie rozpoznaniu, że inaczej jak przez
trud wymyślania słów i nazw nie zbuduje się świata.
Druga uwaga być może wskazywałaby na istnienie bardziej skompliko-
wanego obrazu, który rysował się pod koniec XVIII wieku, u progu nowo-
czesności, a który pojawi się nam niczym migotliwe wspomnienie, kiedy
Ewa Mi ki na
z samym sobą. Indywidualna w pewnym sensie wynika z tekstualnej,
jeśli założyć, że najpierw musiały pojawić się: otwarta książka, bibliote-
ka i gabinet, niezapisana jeszcze kartka, by z nich wykluł się podmiot
nowoczesny, struktura fundowana na wypieraniu i odrzucaniu, które mieli
mu uzmysłowić później Freud i Lacan.
Wszystkie trzy konstrukcje są konstrukcjami niemożliwymi o tyle, o ile
zawarta w nich dynamika siłą rzeczy obraca się przeciwko samej isto-
cie memorabilis.
XVIII stulecie, Wiek Rewolucji, to także czas, kiedy historia zaczyna
być utożsamiana z grzechem pierworodnym. Skoro człowiek zstąpił
niegdyś w historię, a ta zostawiła w jego świadomości i „życiu histo-
rycznym" złogi zła, zniewolenia i nieprawości, regeneracja musi doko-
nać się przez zapomnienie, oczyszczenie z przeszłości. Dopiero wte-
dy, poza czasem historycznym, zaistnieje nowe, wolne i sprawiedliwe
społeczeństwo wolnych i szczęśliwych obywateli.
Orędownik Wielkiej Zmiany, chociaż arystokrata i katolik, markiz Lo-
uis-Antoine de Caraccioli, pisze w 1790 roku o „drugim stworzeniu świa-
ta", Diderot mówi o „kąpieli we krwi", dla innych piszących rewolucja jest
zmartwychwstaniem, ale i Sądem Ostatecznym oddzielającym cnotliwych
od nikczemnych. Motywy eschatologiczne przenikają do języka rewolu-
cji amerykańskiej. Ojcowie Pielgrzymi wędrowali, niczym Żydzi przez
pustynię, przez ocean do Nowej Ziemi, by tam dać początek nowemu
narodowi wybranemu, ufundować zręby pierwszej w dziejach wielkiej
wolnej republiki.
Zdawałoby się, że nie może być pamięci tam, gdzie wszystko, spowite
jeszcze w mit i zarysowane dopiero w projekcie utopijnym, zaczyna się od
początku oddzielającego radykalnym cięciem ów projekt od przeszłości,
w trudzie odnajdywania „pierwszego dyskursu" założycielskiego.
Wolny od pamięci i historycznych okowów Człowiek Rewolucji po-
winien rządzić się rozumem naturalnym i prawami naturalnymi. Tak,
w wielkim skrócie, w kilku hasłach wygląda Brzask, Świt, Zaranie No-
wej Epoki, Nowego Jeruzalem.
Od razu na wstępie nasuwają się dwie uwagi.
Wielka Zmiana, czy inaczej polityczna paruzja dająca początek
epoce nowoczesności, chcąc nie chcąc upamiętnia się w ideałach skom-
prymowanych do haseł. Jest w tych hasłach potrzeba jasności, potrze-
ba paradoksalnej, bo „nowej", pamięci: idee wydrenowane już niemal
ze znaczeń muszą zapadać w świadomość niczym emblematyczne
prawdy, w obawie, że coś umknie rozpoznaniu, że inaczej jak przez
trud wymyślania słów i nazw nie zbuduje się świata.
Druga uwaga być może wskazywałaby na istnienie bardziej skompliko-
wanego obrazu, który rysował się pod koniec XVIII wieku, u progu nowo-
czesności, a który pojawi się nam niczym migotliwe wspomnienie, kiedy