212
Magdalena Witwińska
realizacji i w komentarze, które nie bez odrobiny
snobizmu, chętnie ujmował w łacińską formę wier-
szowaną. „Najbardziej intrygują jego sygnatury -
pisze Autor - rozbudowane w łaciński dwuwiersz,
w którym brat Adam nie tylko informuje o wykona-
nym przez siebie dziele, ale jednocześnie przez wy-
szukaną konstrukcję literacką prowadzi swoistą grę
z odbiorcą". Opisowość i szczegóły towarzyszące
sygnaturom ułatwiają badaczowi zadanie, co w ogó-
le bywa rzadkim rarytasem dla piszących, gdy im
przychodzi ustalić zestaw pełnego oeuvre tego, czy
innego artysty.
O tym, że Swach miał poczucie własnej warto-
ści, mówią też liczne jego autoportrety, niektóre
w formie zakamuflowanej, omówione w oddzielnym
podrozdziale. Jedne Jank dostrzega i przekonująco
rozpoznaje, inne zyskują jego potwierdzenie jako
znane z wcześniejszej literatury. Szczególnie wyra-
zisty jest ten, zdobiący lico ambony w Wełnie oraz
portret na okładce omawianej książki (namalowany
olejno na desce), o skupionym wyrazie twarzy
i oczach „wędrujących" za widzem. Artysta ukrył sie-
bie przed odbiorcą w postaci św. Łukasza Ewangeli-
sty, ale nie przed czujnym okiem Tomasza Janka!
Swachowi zawsze sprawiało trudność poprawne
oddanie anatomii ludzi i zwierząt, przysparzały mu
one sporo problemów, ale i z tym umiał sobie z do-
brym skutkiem poradzić, osiągając istotne wartości
malarskie dzieła, co miało miejsce na przykład
w dekoracji ściennej u jezuitów w kościele w Piotr-
kowie Trybunalskim. Namalowaną tu Bitwę Portu-
galczyków z Saracenami z jej widokiem walczących
żołnierzy oraz pędzących koni uznaje Autor za „jed-
no z lepszych malowideł wykonanych przez Swacha
i nie rażą tu nawet braki w proporcjach ludzi i zwie-
rząt." Malowidło naładowane jest taką ekspresją, że
nie przeszkadzają w nim takie czy inne błędy warsz-
tatowe. Nie sposób się nie zgodzić z takim przeko-
naniem.
Wyżej od realizacji ściennych i sklepiennych zo-
stały tu ocenione obrazy ołtarzowe i sztalugowe,
w tym portrety, które artysta zwykł malować na płót-
nie lub na desce, czasem włączając je do polichro-
mii kościoła, jak to uczynił, uwieczniając wizerunki
fundatorów, małżonków Radomickich w Żerkowie.
Zwraca z kolei uwagę z dobrą klasą wykonany por-
tret arcybiskupa Stanisława Szembeka, namalowany
„równo, gładko i cienko" z laserunkami i bogactwem
atrybutów oraz inskrypcji - wykonany na zamówie-
nie łowickich księży misjonarzy. Niektóre wizerunki
tworzą interesujące serie portretów, jak szczególne
osiągnięcie w karierze Swacha (1722) - rozległe roz-
wiązanie malarskie reprezentacyjnej Sali Opatów cy-
sterskiego klasztoru w Lądzie, z ogromnym, techniką
freskową wykonanym plafonem, który wypełnia ale-
goria cystersów, a ściany - portretowa sekwencja po-
nad trzydziestu tutejszych opatów.
Spośród Swachowskich obrazów ołtarzowych,
wizerunków świętych panien i niewiast, całostroni-
cową ilustracją wyróżniona została św. Urszula z to-
warzyszkami z kościoła NMP i św. Mikołaja w Lą-
dzie, przedstawiona w całej postaci, w wyszukanym,
o kontrastowej kolorystyce wzorzystym stroju, któ-
ry uzupełnia precyzyjnie oddana biżuteria.
Znając blaski i cienie praktyk konserwatorskich,
co stale znajduje odbicie w narracji książki, Autor
dzieli się z nami, wrażeniem chwili, jakiego dozna-
je, gdy staje w obliczu świeżo czyszczonego z wtór-
nych warstw malowidła, które ukazuje swą nieska-
żoną oryginalną fakturę, widoczną do momentu
zanim je dotkną niezbędne retusze i chemia. Radują
go też takie rzadkie chwile, gdy jak w Krasnymsta-
wie, natrafia w polichromii na fragmenty wolne od
późniejszych przemalówek i innych zabiegów, po-
zostające do naszych czasów w stanie nigdy„ręką
ludzką" nienaruszonym.
Klarowność wywodu i potoczystość języka spra-
wiają, że książka będzie miała najpewniej wartość
nie tylko dla profesjonalistów, ale też i dla szerszego
kręgu zainteresowanych sztuką baroku czytelników,
co nie jest bez znaczenia w sytuacji odczuwalnego
braku w krajowej literaturze opracowań łączących
wysokie wartości merytoryczne z cechami popular-
nego wykładu.
Zasługuje na uwagę również udana szata edytor-
ska, zaprojektowana też z udziałem Autora, którą
nadał jej wydawca - Instytut Studiów Franciszkań-
skich, w tym przyciągająca oko piękna okładka oraz
obfitość materiału ilustracyjnego, powiązanego bez-
pośrednią korelacją z tekstem. Z obowiązku recen-
zenta wskazać jednak należy na niedogodność, którą
sprawi czytelnikowi brak indeksów, utrudniający lek-
turę książki. I jeszcze drobiazg - polichromia wyko-
nana przez Walentego Żebrowskiego w Warcie znaj-
duje się nie w kościele reformatów, lecz bernardynów.
Tak więc otrzymaliśmy cenne dzieło Ojca Toma-
sza Janka, stanowiące zarazem swoisty ewenement -
świetną książkę o dosyć przeciętnym malarzu, jednym
z tych wielu, mało znanych artystów, którzy swoją
skromną lecz ambitną twórczością współtworzyli
szeroko pojętą kulturę późnego baroku w naszym
kraju.
Magdalena Witwińska
realizacji i w komentarze, które nie bez odrobiny
snobizmu, chętnie ujmował w łacińską formę wier-
szowaną. „Najbardziej intrygują jego sygnatury -
pisze Autor - rozbudowane w łaciński dwuwiersz,
w którym brat Adam nie tylko informuje o wykona-
nym przez siebie dziele, ale jednocześnie przez wy-
szukaną konstrukcję literacką prowadzi swoistą grę
z odbiorcą". Opisowość i szczegóły towarzyszące
sygnaturom ułatwiają badaczowi zadanie, co w ogó-
le bywa rzadkim rarytasem dla piszących, gdy im
przychodzi ustalić zestaw pełnego oeuvre tego, czy
innego artysty.
O tym, że Swach miał poczucie własnej warto-
ści, mówią też liczne jego autoportrety, niektóre
w formie zakamuflowanej, omówione w oddzielnym
podrozdziale. Jedne Jank dostrzega i przekonująco
rozpoznaje, inne zyskują jego potwierdzenie jako
znane z wcześniejszej literatury. Szczególnie wyra-
zisty jest ten, zdobiący lico ambony w Wełnie oraz
portret na okładce omawianej książki (namalowany
olejno na desce), o skupionym wyrazie twarzy
i oczach „wędrujących" za widzem. Artysta ukrył sie-
bie przed odbiorcą w postaci św. Łukasza Ewangeli-
sty, ale nie przed czujnym okiem Tomasza Janka!
Swachowi zawsze sprawiało trudność poprawne
oddanie anatomii ludzi i zwierząt, przysparzały mu
one sporo problemów, ale i z tym umiał sobie z do-
brym skutkiem poradzić, osiągając istotne wartości
malarskie dzieła, co miało miejsce na przykład
w dekoracji ściennej u jezuitów w kościele w Piotr-
kowie Trybunalskim. Namalowaną tu Bitwę Portu-
galczyków z Saracenami z jej widokiem walczących
żołnierzy oraz pędzących koni uznaje Autor za „jed-
no z lepszych malowideł wykonanych przez Swacha
i nie rażą tu nawet braki w proporcjach ludzi i zwie-
rząt." Malowidło naładowane jest taką ekspresją, że
nie przeszkadzają w nim takie czy inne błędy warsz-
tatowe. Nie sposób się nie zgodzić z takim przeko-
naniem.
Wyżej od realizacji ściennych i sklepiennych zo-
stały tu ocenione obrazy ołtarzowe i sztalugowe,
w tym portrety, które artysta zwykł malować na płót-
nie lub na desce, czasem włączając je do polichro-
mii kościoła, jak to uczynił, uwieczniając wizerunki
fundatorów, małżonków Radomickich w Żerkowie.
Zwraca z kolei uwagę z dobrą klasą wykonany por-
tret arcybiskupa Stanisława Szembeka, namalowany
„równo, gładko i cienko" z laserunkami i bogactwem
atrybutów oraz inskrypcji - wykonany na zamówie-
nie łowickich księży misjonarzy. Niektóre wizerunki
tworzą interesujące serie portretów, jak szczególne
osiągnięcie w karierze Swacha (1722) - rozległe roz-
wiązanie malarskie reprezentacyjnej Sali Opatów cy-
sterskiego klasztoru w Lądzie, z ogromnym, techniką
freskową wykonanym plafonem, który wypełnia ale-
goria cystersów, a ściany - portretowa sekwencja po-
nad trzydziestu tutejszych opatów.
Spośród Swachowskich obrazów ołtarzowych,
wizerunków świętych panien i niewiast, całostroni-
cową ilustracją wyróżniona została św. Urszula z to-
warzyszkami z kościoła NMP i św. Mikołaja w Lą-
dzie, przedstawiona w całej postaci, w wyszukanym,
o kontrastowej kolorystyce wzorzystym stroju, któ-
ry uzupełnia precyzyjnie oddana biżuteria.
Znając blaski i cienie praktyk konserwatorskich,
co stale znajduje odbicie w narracji książki, Autor
dzieli się z nami, wrażeniem chwili, jakiego dozna-
je, gdy staje w obliczu świeżo czyszczonego z wtór-
nych warstw malowidła, które ukazuje swą nieska-
żoną oryginalną fakturę, widoczną do momentu
zanim je dotkną niezbędne retusze i chemia. Radują
go też takie rzadkie chwile, gdy jak w Krasnymsta-
wie, natrafia w polichromii na fragmenty wolne od
późniejszych przemalówek i innych zabiegów, po-
zostające do naszych czasów w stanie nigdy„ręką
ludzką" nienaruszonym.
Klarowność wywodu i potoczystość języka spra-
wiają, że książka będzie miała najpewniej wartość
nie tylko dla profesjonalistów, ale też i dla szerszego
kręgu zainteresowanych sztuką baroku czytelników,
co nie jest bez znaczenia w sytuacji odczuwalnego
braku w krajowej literaturze opracowań łączących
wysokie wartości merytoryczne z cechami popular-
nego wykładu.
Zasługuje na uwagę również udana szata edytor-
ska, zaprojektowana też z udziałem Autora, którą
nadał jej wydawca - Instytut Studiów Franciszkań-
skich, w tym przyciągająca oko piękna okładka oraz
obfitość materiału ilustracyjnego, powiązanego bez-
pośrednią korelacją z tekstem. Z obowiązku recen-
zenta wskazać jednak należy na niedogodność, którą
sprawi czytelnikowi brak indeksów, utrudniający lek-
turę książki. I jeszcze drobiazg - polichromia wyko-
nana przez Walentego Żebrowskiego w Warcie znaj-
duje się nie w kościele reformatów, lecz bernardynów.
Tak więc otrzymaliśmy cenne dzieło Ojca Toma-
sza Janka, stanowiące zarazem swoisty ewenement -
świetną książkę o dosyć przeciętnym malarzu, jednym
z tych wielu, mało znanych artystów, którzy swoją
skromną lecz ambitną twórczością współtworzyli
szeroko pojętą kulturę późnego baroku w naszym
kraju.