ZBIGNIEW CIEKLIŃSKI
PRZYCZYNEK DO „KONFRONTACJI KONSERWATORSKICH"
W związku z poruszonymi przez dr Hannę Pień-
kowską w artykule pt. Konfrontacje konserwatorskie
(„Biul. Hist. Sztuki” XXXII, nr 1) problemami zasad
i metodyki konserwacji zabytków architektonicznych
chciałbym dorzucić kilka przykładów z mej praktyki
konserwatorskiej. Słusznie porusza Autorka brak za-
interesowania dla problemów związanych z konser-
wacją zabytków budownictwa ze strony władz cen-
tralnych, które z urzędu powiriny kontrolować reali-
zację i sposób wykonania zadań konserwatorskich, co
jest tym bardziej wskazane, jeżeli weźmiemy pod
uwagę niezbyt wielkie doświadczenie zarówno prak-
tyczne, jak i teoretyczne większości młodych pracow-
ników służby konserwatorskiej. Szczególnie dotkliwy
jest tu brak generalnego konserwatora, który by spra-
wował fachowy nadzór nad pracami konserwatorski-
mi przeprowadzanymi w terenie. Wiem z własnego
doświadczenia, ile zawdzięczam cennym wskazówkom
prof. J. Zachwatowicza, czy dra W. Kieszkowskiego
w pierwszych latach pracy konserwatorskiej, mimo
że objąłem stanowisko wojewódzkiego konserwatora
zabytków po sześcioletniej asystenturze na U.J.K.
Wychowany na pismach M. Dvofaka, którego wiel-
bicielem był prof. W. Podlacha, chciałem swą dzia-
łalność konserwatorską oprzeć na jego ideologii, co
jednak okazało się trudne w realizacji. Zaważyły tu
dwa powody: katastrofalne zniszczenie najcenniej-
szych pomników architektury oraz zmiana charakteru
użytkowania obiektów świeckich, które dla konser-
watorów było nie raz zagadnieniem równie ciężkim,
jak i ich odbudowa. Jednak nawet przy obiektach
nie zniszczonych działaniami wojennymi, ale zdewa-
stowanych i przebudowanych w okresie zaborów,
trudno stosować zasadę autentyzmu, tym bardziej gdy
zachowała się wystarczająca dokumentacja naukowa,
umożliwiająca pełną rekonstrukcję budowli, jak na
przykład rekonstrukcja II piętra zamku piotrkowskie-
go. Natomiast już rekonstrukcja kolegiaty w Tumie
budzi dziś poważne zastrzeżenia.
Chciałbym tu jeszcze dodać, że w pierwszych la-
tach po wojnie, w. okresie entuzjazmu związanego
z odbudową kraju nawet Dyrekcja Muzeów i Ochrony
Zabytków wymagała, by konserwatorzy w swych
sprawozdaniach wykazywali, ile zużytkowali przy
realizacji planu cegieł, drewna, blachy itp.
Drugą ujemną stroną działalności służby konser-
watorskiej było spełnianie wszystkich postulatów
przyszłych użytkowników, gdyż od ich realizacji uza-
leżniali przejęcie obiektu. Czasami przybierało to for-
my wręcz groteskowe, ponieważ użytkownicy zmie-
niali się w czasie przeprowadzania robót i zachodziła
konieczność dwukrotnej a nawet trzykrotnej zmiany
dokumentacji, jak to miało miejsce przy odbudowie
zamku w Uniejowie. Oczywiście wszystkie te postu-
laty naruszały w większej lub mniejszej mierze za-
sadę utrzymania autentyzmu budowli. Ta utylitarność
zabiegów konserwatorskich odbiła się w wysokim
stopniu na naukowej wartości prac konserwatorskich.
Doszło do tego, że konserwatorzy w swych progra-
mach uwzględniali niemal wyłącznie remonty obiek-
tów zabytkowych, które po odbudowie będą przydatne
do celów kulturalno-oświatowych, co stanowiło niepo-
kojące zawężenie zadań służby konserwatorskiej, wy-
stępujące szczególnie jaskrawo w latach ostatnich.
Słuszny i bolesny jest również zarzut Autorki, że
realizacja robót konserwatorskich często niszczy i za-
ciera autentyczną substancję budowli, którą niefra-
sobliwie później rekonstruujemy. Istotnie zgodne z do-
tychczasową praktyką są słowa Autorki, że „operuje-
my metodami «starożytniczymi», bez uzyskania jakie-
gokolwiek postępu technicznego. Odkrywane podczas
prac badawczych mury rozsypują się nam pod ręką,
rekonstruujemy je i odbudowujemy bez skrupułów,
zagrożone sklepienia wyburzamy i zastępujemy no-
wymi, naruszone ściany rozbieramy i budujemy no-
we.” Te zarzuty dr Pieńkowskiej oddają trafnie istot-
ny stan rzeczy, ale obciążają one nie tyle służbę
konserwatorską, co wykonawców, a przede wszystkim
Pracownie Konserwacji Zabytków, które przeprowa-
dzają większość robót konserwatorskich. Otóż P.K.Z.
ze względów ekonomicznych i braku wykwalifikowa-
nego personelu technicznego stosują powszechnie roz-
biórkę do fundamentów, by następnie rekonstruować
•od nowa. Wszelkie interwencje ze strony inwestora
pozostają na ogół bez rezultatu. Żeby nie być goło-
słownym, przytoczę dwa przykłady z województwa
łódzkiego.
W r. 1966 runęła w Wieluniu tzw. Brama Krakow-
ska właśnie w czasie robót zabezpieczających prze-
prowadzanych przez P.K.Z., przy czym ocalała dolna
część mieszcząca otwór bramy sklepiony ostrołukowo.
Dokumentacja techniczna opracowana przez łódzką
Pracownię Projektową P.K.Z. a zatwierdzona przez
Wydział Budownictwa P.W.R.N. przewidywała zacho-
wannie ocalałej części po przeprowadzeniu odpowied-
nich zabiegów wzmacniających. Projekt ten nie zna-
296
PRZYCZYNEK DO „KONFRONTACJI KONSERWATORSKICH"
W związku z poruszonymi przez dr Hannę Pień-
kowską w artykule pt. Konfrontacje konserwatorskie
(„Biul. Hist. Sztuki” XXXII, nr 1) problemami zasad
i metodyki konserwacji zabytków architektonicznych
chciałbym dorzucić kilka przykładów z mej praktyki
konserwatorskiej. Słusznie porusza Autorka brak za-
interesowania dla problemów związanych z konser-
wacją zabytków budownictwa ze strony władz cen-
tralnych, które z urzędu powiriny kontrolować reali-
zację i sposób wykonania zadań konserwatorskich, co
jest tym bardziej wskazane, jeżeli weźmiemy pod
uwagę niezbyt wielkie doświadczenie zarówno prak-
tyczne, jak i teoretyczne większości młodych pracow-
ników służby konserwatorskiej. Szczególnie dotkliwy
jest tu brak generalnego konserwatora, który by spra-
wował fachowy nadzór nad pracami konserwatorski-
mi przeprowadzanymi w terenie. Wiem z własnego
doświadczenia, ile zawdzięczam cennym wskazówkom
prof. J. Zachwatowicza, czy dra W. Kieszkowskiego
w pierwszych latach pracy konserwatorskiej, mimo
że objąłem stanowisko wojewódzkiego konserwatora
zabytków po sześcioletniej asystenturze na U.J.K.
Wychowany na pismach M. Dvofaka, którego wiel-
bicielem był prof. W. Podlacha, chciałem swą dzia-
łalność konserwatorską oprzeć na jego ideologii, co
jednak okazało się trudne w realizacji. Zaważyły tu
dwa powody: katastrofalne zniszczenie najcenniej-
szych pomników architektury oraz zmiana charakteru
użytkowania obiektów świeckich, które dla konser-
watorów było nie raz zagadnieniem równie ciężkim,
jak i ich odbudowa. Jednak nawet przy obiektach
nie zniszczonych działaniami wojennymi, ale zdewa-
stowanych i przebudowanych w okresie zaborów,
trudno stosować zasadę autentyzmu, tym bardziej gdy
zachowała się wystarczająca dokumentacja naukowa,
umożliwiająca pełną rekonstrukcję budowli, jak na
przykład rekonstrukcja II piętra zamku piotrkowskie-
go. Natomiast już rekonstrukcja kolegiaty w Tumie
budzi dziś poważne zastrzeżenia.
Chciałbym tu jeszcze dodać, że w pierwszych la-
tach po wojnie, w. okresie entuzjazmu związanego
z odbudową kraju nawet Dyrekcja Muzeów i Ochrony
Zabytków wymagała, by konserwatorzy w swych
sprawozdaniach wykazywali, ile zużytkowali przy
realizacji planu cegieł, drewna, blachy itp.
Drugą ujemną stroną działalności służby konser-
watorskiej było spełnianie wszystkich postulatów
przyszłych użytkowników, gdyż od ich realizacji uza-
leżniali przejęcie obiektu. Czasami przybierało to for-
my wręcz groteskowe, ponieważ użytkownicy zmie-
niali się w czasie przeprowadzania robót i zachodziła
konieczność dwukrotnej a nawet trzykrotnej zmiany
dokumentacji, jak to miało miejsce przy odbudowie
zamku w Uniejowie. Oczywiście wszystkie te postu-
laty naruszały w większej lub mniejszej mierze za-
sadę utrzymania autentyzmu budowli. Ta utylitarność
zabiegów konserwatorskich odbiła się w wysokim
stopniu na naukowej wartości prac konserwatorskich.
Doszło do tego, że konserwatorzy w swych progra-
mach uwzględniali niemal wyłącznie remonty obiek-
tów zabytkowych, które po odbudowie będą przydatne
do celów kulturalno-oświatowych, co stanowiło niepo-
kojące zawężenie zadań służby konserwatorskiej, wy-
stępujące szczególnie jaskrawo w latach ostatnich.
Słuszny i bolesny jest również zarzut Autorki, że
realizacja robót konserwatorskich często niszczy i za-
ciera autentyczną substancję budowli, którą niefra-
sobliwie później rekonstruujemy. Istotnie zgodne z do-
tychczasową praktyką są słowa Autorki, że „operuje-
my metodami «starożytniczymi», bez uzyskania jakie-
gokolwiek postępu technicznego. Odkrywane podczas
prac badawczych mury rozsypują się nam pod ręką,
rekonstruujemy je i odbudowujemy bez skrupułów,
zagrożone sklepienia wyburzamy i zastępujemy no-
wymi, naruszone ściany rozbieramy i budujemy no-
we.” Te zarzuty dr Pieńkowskiej oddają trafnie istot-
ny stan rzeczy, ale obciążają one nie tyle służbę
konserwatorską, co wykonawców, a przede wszystkim
Pracownie Konserwacji Zabytków, które przeprowa-
dzają większość robót konserwatorskich. Otóż P.K.Z.
ze względów ekonomicznych i braku wykwalifikowa-
nego personelu technicznego stosują powszechnie roz-
biórkę do fundamentów, by następnie rekonstruować
•od nowa. Wszelkie interwencje ze strony inwestora
pozostają na ogół bez rezultatu. Żeby nie być goło-
słownym, przytoczę dwa przykłady z województwa
łódzkiego.
W r. 1966 runęła w Wieluniu tzw. Brama Krakow-
ska właśnie w czasie robót zabezpieczających prze-
prowadzanych przez P.K.Z., przy czym ocalała dolna
część mieszcząca otwór bramy sklepiony ostrołukowo.
Dokumentacja techniczna opracowana przez łódzką
Pracownię Projektową P.K.Z. a zatwierdzona przez
Wydział Budownictwa P.W.R.N. przewidywała zacho-
wannie ocalałej części po przeprowadzeniu odpowied-
nich zabiegów wzmacniających. Projekt ten nie zna-
296