Irena Jakimowicz
Z PRACOWNI GRAFICZNEJ JANA BIAŁOSTOCKIEGO
„M ówi gdzieś Heraklit, że wszystko przemija i nic nie pozostaje niezmienionym."
Tym tekstem w oryginalnym greckim brzmieniu opatrzył Białostocki w 1945 roku, z
właściwą sobie pogodną wyrozumiałością, swój rysunek zburzonego warszawskiego domu
przy ulicy Brzozowej, w którym mieszkał z rodzicami. Myśl jednak o trwałości mimo
wszystko tego, co się zmienia, tego, co z procesu przemijania pozostaje, co cenniejsze jest niż
złoto, bo przechowuje najgłębsze wartości ludzkiego ducha, zawsze towarzyszyła Biało-
stockiemu w jego wieloletnim współżyciu ze sztuką.
Zanim został profesorem, wybitnym uczonym skoncentrowanym na intensywnej pracy
naukowej i pedagogicznej, Jan Białostocki doznawał świata na rozmaitych polach,
angażując intelekt w zgłębianie tajników filozofii i historii, wrażliwość artystyczną w żarliwe
odbieranie muzyki (ojciec uzupełniał obowiązki urzędnicze namiętnym muzykowaniem jako
biegły skrzypek), we własne wreszcie możliwości twórcze — w prace graficzne, a także w
poezję. Wszystko to łączyło się i przeplatało w ściganiu — tak typowym dla ambicji młodego
wieku — ideału pełni wiedzy, czy może skromniej — intensywności poznawania i rozumienia
świata. Niepoślednią rolę grały zarówno kolejne zauroczenia intelektualne, jak i młodzieńcze
przyjaźnie. Piękne, brzemienne nadzieją lata dojrzewania przypadły na okrutne lata wojny, a
wewnętrzna sublimacja, jak dla wielu wówczas, stanowiła broń bezbronnych czasu pogardy.
Liryczne wiersze, które pisał, jak wielu bardzo młodych ludzi, są nie tylko płynącym z
potrzeby serca zapisem ulotnych, subtelnych wrażeń; bywają znakiem poszukiwania
istotnych wartości moralnych, przeczuciem własnych możliwości, własnej samotnej z
wyboru drogi, ale i wyrazem pojednania z harmonią wszechświata, a także potwierdzeniem
siebie w mądrości innych (tłumaczenie wiersza Rilkego „Un moment de bonheur") i nade
wszystko w świadectwie dawnych epok, z których wówczas najbliższe wyobraźni było
średniowiecze.
Samotny dzień zapłakał kasztanami łez
w Łazienkach przespacerowanych wzdłuż i wszerz.
31
Z PRACOWNI GRAFICZNEJ JANA BIAŁOSTOCKIEGO
„M ówi gdzieś Heraklit, że wszystko przemija i nic nie pozostaje niezmienionym."
Tym tekstem w oryginalnym greckim brzmieniu opatrzył Białostocki w 1945 roku, z
właściwą sobie pogodną wyrozumiałością, swój rysunek zburzonego warszawskiego domu
przy ulicy Brzozowej, w którym mieszkał z rodzicami. Myśl jednak o trwałości mimo
wszystko tego, co się zmienia, tego, co z procesu przemijania pozostaje, co cenniejsze jest niż
złoto, bo przechowuje najgłębsze wartości ludzkiego ducha, zawsze towarzyszyła Biało-
stockiemu w jego wieloletnim współżyciu ze sztuką.
Zanim został profesorem, wybitnym uczonym skoncentrowanym na intensywnej pracy
naukowej i pedagogicznej, Jan Białostocki doznawał świata na rozmaitych polach,
angażując intelekt w zgłębianie tajników filozofii i historii, wrażliwość artystyczną w żarliwe
odbieranie muzyki (ojciec uzupełniał obowiązki urzędnicze namiętnym muzykowaniem jako
biegły skrzypek), we własne wreszcie możliwości twórcze — w prace graficzne, a także w
poezję. Wszystko to łączyło się i przeplatało w ściganiu — tak typowym dla ambicji młodego
wieku — ideału pełni wiedzy, czy może skromniej — intensywności poznawania i rozumienia
świata. Niepoślednią rolę grały zarówno kolejne zauroczenia intelektualne, jak i młodzieńcze
przyjaźnie. Piękne, brzemienne nadzieją lata dojrzewania przypadły na okrutne lata wojny, a
wewnętrzna sublimacja, jak dla wielu wówczas, stanowiła broń bezbronnych czasu pogardy.
Liryczne wiersze, które pisał, jak wielu bardzo młodych ludzi, są nie tylko płynącym z
potrzeby serca zapisem ulotnych, subtelnych wrażeń; bywają znakiem poszukiwania
istotnych wartości moralnych, przeczuciem własnych możliwości, własnej samotnej z
wyboru drogi, ale i wyrazem pojednania z harmonią wszechświata, a także potwierdzeniem
siebie w mądrości innych (tłumaczenie wiersza Rilkego „Un moment de bonheur") i nade
wszystko w świadectwie dawnych epok, z których wówczas najbliższe wyobraźni było
średniowiecze.
Samotny dzień zapłakał kasztanami łez
w Łazienkach przespacerowanych wzdłuż i wszerz.
31