Recenzje — wystawy
Można także aopatrzyć się pewnej niekonsekwencji
w podawaniu czasu powstania oraz nazwisk twórców obiektów
uwiecznionych na obrazach; niekiedy wprowadzano znaczną
(zob. np. kat. A12, A14, A31), niekiedy zaś zupełnie znikomą
(zob. np. kat. A17, A54, B43) ilość informacji historycznych.
Pewnym przeoczeniem jest także fakt, iż nie wyróżniono
w jakiś wyraźny sposób dzieł eksponowanych na wystawie,
zarówno zachowanych, jak i tych, do których zachowały się
fotografie. Warto by to uczynić nie tylko z myślą o następnych
pokoleniach badaczy, ale też przez wzgląd na współczesnego
odbiorcę pokazu, ułatwiając mu wyszukanie odpowiedniej
pozycji w katalogu,. Z tych samych przyczyn byłoby może
korzystniejsze zastosowanie indeksu rzeczowego, a nie topo-
graficznego, skoro wiadomo przecież, że gros prac malarza
dotyczy Warszawy.
Monograficzna wystawa Marcina Zaleskiego, umożliwiając
po raz pierwszy tak szerokie zapoznanie się z jego obrazami,
rzeczywiście — zgodnie z intencjami organizatorów —
stworzyła zwiedzającym okazję weryfikacji dotychczas
utrwalonych poglądów i wyrobienia sobie właściwej opinii
o jego twórczości. Wypada jedynie żałować, iż katalog ekspo-
zycji, opracowany w sposób powierzchowny, niewolny od
braków, a niekiedy i błędów, zupełnie w tych poczynaniach
nie pomaga. Dokonywana zaś w nim próba „przywracania
należnego artyście miejsca w historii malarstwa polskiego"
stanowi przykład bezkrytycznego forowania twórcy średniej
klasy na pozycje pierwszoplanowe.
Wystawa dorobku Zaleskiego, jakkolwiek w swej zreali-
zowanej postaci na pewno wartościowa i pożyteczna, miała
wszelkie dane po temu, by stać się istotnym wydarzeniem,
nie tyle może artystycznym, co przede wszystkim naukowym.
Szkoda, że zadaniu temu nie podołano.
Post scriptunf
Krytycyzm wyrażonych ocen, zarówno w odniesieniu
do samej wystawy, jalc również malarstwa Marcina Zaleskiego,
jest poniekąd także wynikiem rangi jaką nadano tej ekspo-
zycji. Umieszczenie joj bowiem w paradnej sali Muzeum,
zobowiązywało organizatorów do zadbania o odpowiedni
poziom opracowania wystawienniczego i naukowego, zaś
potraktowanie jej jako kolejnej z określonego cyklu, zobo-
wiązywało niejako Zaleskiego do dorównania poprzednikom,
sprostania konkurencji. Tym samym zmuszono również
widzów, a także ewentualnych recenzentów do przyjęcia
określonego sposobu wartościowania i zaostrzonych kryteriów
oceny. Nieco bowiem inaczej jawić się będzie twórczość Za-
leskiego rozpatrywana w kontekście „malarzy warszawskich":
Józefa Simmlera, Wojciecha Gersona, ozy Maksymiliana
Gierymskiego, należących do czołówki polskiego malarstwa
XIX stulecia, inaczej zaś w kontekście na przykład „malarzy
Warszawy", jak choćby Aleksander Majerski, Wincenty
Kasprzycki, czy Jan Seydlitz, którzy nigdy nie aspirowali
do tak wysokich pozycji. Wydaje się zatem, że wprowadzenie
omawianej wystawy w nieodpowiednie dla niej konteksty,
nie tylko zaważyło na ostatecznych ocenach, ale i w jakiejś
mierze stało się z krzywdą dla samego Zaleskiego.
Warszawa, Instytut Sztuki PAN
Można także aopatrzyć się pewnej niekonsekwencji
w podawaniu czasu powstania oraz nazwisk twórców obiektów
uwiecznionych na obrazach; niekiedy wprowadzano znaczną
(zob. np. kat. A12, A14, A31), niekiedy zaś zupełnie znikomą
(zob. np. kat. A17, A54, B43) ilość informacji historycznych.
Pewnym przeoczeniem jest także fakt, iż nie wyróżniono
w jakiś wyraźny sposób dzieł eksponowanych na wystawie,
zarówno zachowanych, jak i tych, do których zachowały się
fotografie. Warto by to uczynić nie tylko z myślą o następnych
pokoleniach badaczy, ale też przez wzgląd na współczesnego
odbiorcę pokazu, ułatwiając mu wyszukanie odpowiedniej
pozycji w katalogu,. Z tych samych przyczyn byłoby może
korzystniejsze zastosowanie indeksu rzeczowego, a nie topo-
graficznego, skoro wiadomo przecież, że gros prac malarza
dotyczy Warszawy.
Monograficzna wystawa Marcina Zaleskiego, umożliwiając
po raz pierwszy tak szerokie zapoznanie się z jego obrazami,
rzeczywiście — zgodnie z intencjami organizatorów —
stworzyła zwiedzającym okazję weryfikacji dotychczas
utrwalonych poglądów i wyrobienia sobie właściwej opinii
o jego twórczości. Wypada jedynie żałować, iż katalog ekspo-
zycji, opracowany w sposób powierzchowny, niewolny od
braków, a niekiedy i błędów, zupełnie w tych poczynaniach
nie pomaga. Dokonywana zaś w nim próba „przywracania
należnego artyście miejsca w historii malarstwa polskiego"
stanowi przykład bezkrytycznego forowania twórcy średniej
klasy na pozycje pierwszoplanowe.
Wystawa dorobku Zaleskiego, jakkolwiek w swej zreali-
zowanej postaci na pewno wartościowa i pożyteczna, miała
wszelkie dane po temu, by stać się istotnym wydarzeniem,
nie tyle może artystycznym, co przede wszystkim naukowym.
Szkoda, że zadaniu temu nie podołano.
Post scriptunf
Krytycyzm wyrażonych ocen, zarówno w odniesieniu
do samej wystawy, jalc również malarstwa Marcina Zaleskiego,
jest poniekąd także wynikiem rangi jaką nadano tej ekspo-
zycji. Umieszczenie joj bowiem w paradnej sali Muzeum,
zobowiązywało organizatorów do zadbania o odpowiedni
poziom opracowania wystawienniczego i naukowego, zaś
potraktowanie jej jako kolejnej z określonego cyklu, zobo-
wiązywało niejako Zaleskiego do dorównania poprzednikom,
sprostania konkurencji. Tym samym zmuszono również
widzów, a także ewentualnych recenzentów do przyjęcia
określonego sposobu wartościowania i zaostrzonych kryteriów
oceny. Nieco bowiem inaczej jawić się będzie twórczość Za-
leskiego rozpatrywana w kontekście „malarzy warszawskich":
Józefa Simmlera, Wojciecha Gersona, ozy Maksymiliana
Gierymskiego, należących do czołówki polskiego malarstwa
XIX stulecia, inaczej zaś w kontekście na przykład „malarzy
Warszawy", jak choćby Aleksander Majerski, Wincenty
Kasprzycki, czy Jan Seydlitz, którzy nigdy nie aspirowali
do tak wysokich pozycji. Wydaje się zatem, że wprowadzenie
omawianej wystawy w nieodpowiednie dla niej konteksty,
nie tylko zaważyło na ostatecznych ocenach, ale i w jakiejś
mierze stało się z krzywdą dla samego Zaleskiego.
Warszawa, Instytut Sztuki PAN