ANTONI KAMIEŃSKI — ZAPOMNIANY DEKADENT
nie do pomyślenia byłoby choćby malarstwo Edvar-
da Muncha czy Wasilija Kandinsky’ego. A jednak po
śmierci Klingera w 1920 r. zaległa zdumiewająca ci-
sza i dopiero dziś, po przeszło 50 latach, twórczość
graficzna Klingera powraca do łask57. Wstrzemięźli-
wa ocena Glasera58, a później ciężkie zdanie Ha-
manna: Er bleibt im Naturalismus des 19. Jahrhun-
derts verwurzelt [...]. Er mystiziert nicht das Tri-
uiale, sondern banalisiert das Mystische...30 zdomino-
wały opinię piszących o sztuce w latach międzywo-
jennych (co zresztą z historycznego punktu widzenia
jest uzasadnione), gorzej, że opinie te pokutują nie-
kiedy bez zmiany i dzisiaj °°. A tymczasem dla dzi-
siejszego oka właśnie owo godne wtedy pogardy po-
sługiwanie się naturalistyczną konwencją w celu
wyrażenia treści stojących z tą właśnie konwencją
w całkowitej sprzeczności, niepohamowana fantazja
i wyobraźnia, zaskakujące skojarzenia zestawione z
alegorią i ze specyficznym ro-dzajem zmysłowości i
erotyzmu, dają szczególne i jedyne w swoim rodzaju
połączenie, w którym mistrzostwu technicznemu to-
warzyszy surrealistyczna przenikliwość. Nie przy-
padkowo zresztą wtrącam tę dygresję o grafice Klin-
gera, jest ona bowiem jedną z owych ścieżek, po
których w przyszłości wkroczyć miały nowe nurty
w sztuce. Cykle graficzne Klingera, szeroko rozpo-
wszechnione i wystawiane w całej Europie61, zwłasz-
cza Vom Tode (1889) i Eine Liebe (1887) zasługują
w tym kontekście na baczną uwagę.
Powróćmy do Antoniego Kamieńskiego. Ten blis-
ki Podkowińskiemu mizantrop był bowiem jeszcze
jednym, obok Motty’ego i Podkowińskiego przedsta-
wicielem „czarnego nurtu” i idąc ich śladem czerpał
z tych samych zapewne źródeł. Jeśli stworzenie „no-
wego dreszczu” jest celem sztuki, to celu tego [Ka-
mieński] dopiął w zupełności..., pisał w 1897 r. Ta-
deusz Jaroszyński. Próżno szukać tu spokoju, idyl-
licznych rozanieleń, łagodnych, miękkich kształtów.
Trupie, cmentarne królestwo beznadziejności i zwąt-
pienia to dziedzina twórczości pana Kamieńskiego.
Od czaszek i szkieletów jak ze starej kostnicy, wie-
je straszliwe memento mori. Nie tylko Morfinistka,
Trup samobójcy62 [...], ale nawet dawny pyzaty
1, (Radierte Skizzen) 1879. Nie przesądzając tej kwestii,
przytaczam ten przykład, zasługujący na gruntowniejsze
zbadanie.
57 Max Klinger 1857—1920. Ausstellung zum 50. Todestag
des Kunstlers vom 4. Juli bis 20. September 1970, Leipzig,
Museum der Bildenden Kiinste.
58 C. GLASER, Die Graphik der Neuzeit, Berlin 1923,
S. 441—450.
50 R. HAMANN, Geschichte der Kunst, Berlin 1933, s.
860—861, toż w wyd. z 1957.
60 por. np. P.C. (Pierre du COLOMBIER) [w:] Dlction-
naire unwersel de l’art et des artistes, Paris, t. 2, 1967; —
W. TIMM, Eduard Munch Graphik, Berlin 1969, s. 23—27; —
Lezikon der Kunst, Bd 2, Leipzig 1971, s. 644—645.
U. 9. J. Matejko, Wernyhora, ol. 1883—84, Dom
Matejki, Kraków. (Fot. A. Szubert)
amor, u niego rachityczny i mizerny, zdaje się nosić
w piersiach zarody niszczejącej choroby.03 Mowa tu
o większej kompozycji, noszącej — dość prowoka-
cyjnie — nazwę Figlarze (1896, il. 12). Wystawiona
w Berlinie w 1896 r. jako Auf dem Friedhof, uzys-
kała tam widać dość -przychylną ocenę (ein ergrei-
fendes Stimmungsbild... Der polnische Kunstler hat
mit ihm anrichtigen Beifall geerntet8I”) skoro pismo
„Moderne Kunst” zamieściło na osobnej wkładce ca-
61 W Warszawie graficzne cykle Klingera wystawione
były w 1900 r. w Salonie A. Krywulta i w 1904 na urzą-
dzonej w TZSP Wystawie Sztuk Graficznych. W Krakowie
w Tow. Przyjaciół Sztuk Pięknych w 1902 r.
62 Nie wymieniane w źródłach salonów TZSP i A. Kry-
wulta i nie odnalezione.
63 t.J. (T. JAROSZYŃSKI), Wystawa Antoniego Kamień-
skiego, „Głos” 1897, nr 52, s. 1266—1268.
64 „Moderne Kunst” Bd 11, 1896, tabl. 72. Karton, znaj-
dujący się w Muzeum Narodowym w Warszawie (rys. wę-
glem, gwaszem, 111X129 cm, nr 130298), jest różniącą się
nielicznymi .drobnymi szczegółami wersją tej samej kom-
pozycji.
175
nie do pomyślenia byłoby choćby malarstwo Edvar-
da Muncha czy Wasilija Kandinsky’ego. A jednak po
śmierci Klingera w 1920 r. zaległa zdumiewająca ci-
sza i dopiero dziś, po przeszło 50 latach, twórczość
graficzna Klingera powraca do łask57. Wstrzemięźli-
wa ocena Glasera58, a później ciężkie zdanie Ha-
manna: Er bleibt im Naturalismus des 19. Jahrhun-
derts verwurzelt [...]. Er mystiziert nicht das Tri-
uiale, sondern banalisiert das Mystische...30 zdomino-
wały opinię piszących o sztuce w latach międzywo-
jennych (co zresztą z historycznego punktu widzenia
jest uzasadnione), gorzej, że opinie te pokutują nie-
kiedy bez zmiany i dzisiaj °°. A tymczasem dla dzi-
siejszego oka właśnie owo godne wtedy pogardy po-
sługiwanie się naturalistyczną konwencją w celu
wyrażenia treści stojących z tą właśnie konwencją
w całkowitej sprzeczności, niepohamowana fantazja
i wyobraźnia, zaskakujące skojarzenia zestawione z
alegorią i ze specyficznym ro-dzajem zmysłowości i
erotyzmu, dają szczególne i jedyne w swoim rodzaju
połączenie, w którym mistrzostwu technicznemu to-
warzyszy surrealistyczna przenikliwość. Nie przy-
padkowo zresztą wtrącam tę dygresję o grafice Klin-
gera, jest ona bowiem jedną z owych ścieżek, po
których w przyszłości wkroczyć miały nowe nurty
w sztuce. Cykle graficzne Klingera, szeroko rozpo-
wszechnione i wystawiane w całej Europie61, zwłasz-
cza Vom Tode (1889) i Eine Liebe (1887) zasługują
w tym kontekście na baczną uwagę.
Powróćmy do Antoniego Kamieńskiego. Ten blis-
ki Podkowińskiemu mizantrop był bowiem jeszcze
jednym, obok Motty’ego i Podkowińskiego przedsta-
wicielem „czarnego nurtu” i idąc ich śladem czerpał
z tych samych zapewne źródeł. Jeśli stworzenie „no-
wego dreszczu” jest celem sztuki, to celu tego [Ka-
mieński] dopiął w zupełności..., pisał w 1897 r. Ta-
deusz Jaroszyński. Próżno szukać tu spokoju, idyl-
licznych rozanieleń, łagodnych, miękkich kształtów.
Trupie, cmentarne królestwo beznadziejności i zwąt-
pienia to dziedzina twórczości pana Kamieńskiego.
Od czaszek i szkieletów jak ze starej kostnicy, wie-
je straszliwe memento mori. Nie tylko Morfinistka,
Trup samobójcy62 [...], ale nawet dawny pyzaty
1, (Radierte Skizzen) 1879. Nie przesądzając tej kwestii,
przytaczam ten przykład, zasługujący na gruntowniejsze
zbadanie.
57 Max Klinger 1857—1920. Ausstellung zum 50. Todestag
des Kunstlers vom 4. Juli bis 20. September 1970, Leipzig,
Museum der Bildenden Kiinste.
58 C. GLASER, Die Graphik der Neuzeit, Berlin 1923,
S. 441—450.
50 R. HAMANN, Geschichte der Kunst, Berlin 1933, s.
860—861, toż w wyd. z 1957.
60 por. np. P.C. (Pierre du COLOMBIER) [w:] Dlction-
naire unwersel de l’art et des artistes, Paris, t. 2, 1967; —
W. TIMM, Eduard Munch Graphik, Berlin 1969, s. 23—27; —
Lezikon der Kunst, Bd 2, Leipzig 1971, s. 644—645.
U. 9. J. Matejko, Wernyhora, ol. 1883—84, Dom
Matejki, Kraków. (Fot. A. Szubert)
amor, u niego rachityczny i mizerny, zdaje się nosić
w piersiach zarody niszczejącej choroby.03 Mowa tu
o większej kompozycji, noszącej — dość prowoka-
cyjnie — nazwę Figlarze (1896, il. 12). Wystawiona
w Berlinie w 1896 r. jako Auf dem Friedhof, uzys-
kała tam widać dość -przychylną ocenę (ein ergrei-
fendes Stimmungsbild... Der polnische Kunstler hat
mit ihm anrichtigen Beifall geerntet8I”) skoro pismo
„Moderne Kunst” zamieściło na osobnej wkładce ca-
61 W Warszawie graficzne cykle Klingera wystawione
były w 1900 r. w Salonie A. Krywulta i w 1904 na urzą-
dzonej w TZSP Wystawie Sztuk Graficznych. W Krakowie
w Tow. Przyjaciół Sztuk Pięknych w 1902 r.
62 Nie wymieniane w źródłach salonów TZSP i A. Kry-
wulta i nie odnalezione.
63 t.J. (T. JAROSZYŃSKI), Wystawa Antoniego Kamień-
skiego, „Głos” 1897, nr 52, s. 1266—1268.
64 „Moderne Kunst” Bd 11, 1896, tabl. 72. Karton, znaj-
dujący się w Muzeum Narodowym w Warszawie (rys. wę-
glem, gwaszem, 111X129 cm, nr 130298), jest różniącą się
nielicznymi .drobnymi szczegółami wersją tej samej kom-
pozycji.
175