Universitätsbibliothek HeidelbergUniversitätsbibliothek Heidelberg
Metadaten

Instytut Sztuki (Warschau) [Hrsg.]; Państwowy Instytut Sztuki (bis 1959) [Hrsg.]; Stowarzyszenie Historyków Sztuki [Hrsg.]
Biuletyn Historii Sztuki — 37.1975

DOI Heft:
Nr. 3
DOI Artikel:
Recenzje - polemiki
DOI Artikel:
Gębarowicz, Mieczysław: [Rezension von: Piotr Skubiszewski, Wstęp do Historii Sztuki, T. I. Przedmiot - metodologia - zawód]
DOI Seite / Zitierlink: 
https://doi.org/10.11588/diglit.48041#0288

DWork-Logo
Überblick
loading ...
Faksimile
0.5
1 cm
facsimile
Vollansicht
OCR-Volltext
RECENZJE — POLEMIKI

nasza historia sztuki zaczyna się dopiero od Wstępu.
Tymczasem zadaniem propedeutyki być powinno
wdrożenie przekonania, że obowiązkiem adepta jest
nawiązywanie do dotychczasowego dorobku naj-
bliższej, bo własnej nauki, przy pełnym korzystaniu
z doświadczeń nauki światowej.
Słów tych nie dyktuje ksenofobia czy zaścianko-
wość, nie idzie też o to, aby jednemu snobizmowi lub
kompleksom przeciwstawiać demagogicznie inne, ale
o rzeczy stokroć ważniejsze, a mianowicie o zasad-
nicze wytyczne wychowania artystycznego. Wychowa-
nie takie musi objąć zarówno stronę teoretyczną czyli
dydaktykę, jak i praktyczną, rj. właściwe wycnowa-
nie. Z nich pierwsza dać powinna teoretyczne przygo-
towanie, przekazując w możliwie największym za-
kresie podstawową wiedzę o sztuce, drugie zaś wdra-
żać w aktywizowanie zdobytych wiadomości czyli ich
praktyczne wykorzystywanie. Nie ulega wątpliwości,
że w tak zakreślonym programie sztuka klasyczna,
która pozwala ogarnąć całą spuściznę artystyczną
ludzkości oraz związaną z nią problematykę, a przez
to rozszerza horyzonty, musi stanowić podstawę wszel-
kiego nauczania. Ale nie może ona przesłaniać sobą
materiału miejscowego, na którym jako na najłatwiej
dostępnym musi się opierać praca wychowawcza,
jeśli ma ona nauczyć samodzielnego ustosunkowywa-
nia się do konkretnego' dzieła sztuki.
Idealnym rozwiązaniem sprawy byłaby, gdyby oba
rodzaje pracy wychowawczej można było przepro-
wadzać na miejscu, na oryginalnych dziełach sztuki
klasycznej, wobec jednak notorycznego ubóstwa na-
szych muzeów pod tym względem szukać ich musimy
za granicą. A wyjazdy takie a zwłaszcza dłuższy po-
byt za granicą napotykają dzisiaj na duże trudności,
co nie pozwala na dłuższe samodzielne badania; zmu-
sza to do poprzestawania na danych z drugiej ręki
pochodzących. Stąd też w wielu pracach z tej dziedzi-
ny jedynie oryginalną częścią bywa tylko ich szata
językowa oraz skrzętnie wynotowana bibliografia,
praktycznie prawie z reguły niedostępna, ale roz-
miarami imponująca.
Tymczasem postawienie zwłaszcza adepta przed
oryginalnym materiałem miejscowym radykalnie
zmienia ten stan rzeczy. Materiał taki, przeważnie
mało znany, a jeszcze mniej opracowany, utrudnia
pisanie prac nożycami i klejem, zmusza natomiast do
samodzielnego wysiłku w celu jego opanowania. Dzię-
ki temu autor ma możność wykazać stopień naukowej
dojrzałości i fachowego przygotowania, ponadto uświa-
damia sobie na własnym doświadczeniu, że sam ma-
teriał nie stanowi o wszystkim; jest on wprawdzie
punktem wyjścia, przedmiotem i regulatorem opera-
cji poznawczych, sens jednak otrzymuje on dzięki ba-
daczowi w stopniu, oczywiście, na jaki jego samego
stać. Sprawy te wydają się dostatecznie jasne, aby
trzeba było nad nimi dłużej się rozwodzić, należy
tylko wyciągnąć z nich odpowiednie wnioski. W każ-
dym razie dążyć trzeba do tego, aby znikł wreszcie
obserwowany nieraz fakt, że dobrze teoretycznie przy-
gotowany i oczytany fachowiec, stając przed niezna-
nym oryginałem, milczy bezradnie i z zakłopotaniem
rozpytuje, czy i co ktoś o tym pisał, względnie po-
wiedział. W każdym razie nie tak powinien wyglądać
ideał wychowawczy, a że nie jest on fatalną koniecz-
nością, dowodzi istnienie sprawnie działającej kadry
inwentaryzatorów, których dziełem jest Katalog za-
bytków sztuki, stanowiący poważne osiągnięcie naszej
nauki.

Wracając do Wstępu powtórzyć należy, że naj-
większe zastrzeżenie budzi nadmierna rozbudowa
strony teoretycznej. Uzasadnione są bowiem obawy,
że tak silna dawka teorii okazać się może zabójcza
dla młodego czytelnika, a w każdym razie będzie mia-
ła skutek odwrotny od pożądanego.
Zastrzeżenia powyższe dotyczą zarówno strony
praktycznej, czyli wprowadzania teorii do badań rze-
czowych, jak i ujęć syntetycznych, stanowiących zsu-
mowanie wyników doświadczeń i dociekań. W pierw-
szym wypadku niebezpieczeństwo polega na tym, że
teoretyzowanie przybiera często postać spekulacji, któ-
ra, tracąc grunt pod nogami, tzn. związek bezpo-
średni z przedmiotem, obraca się w ramach abstrak-
cji przez siebie stworzonych, nie sprawdzając ich przy
pomocy doznań wzrokowych. Teoretyzowanie takie
staje się zaprzeczeniem samego przedmiotu czyli
sztuki, która jest sprawą zmysłową, posiłkując się
zaś odpowiednią frazeolgią dochodzi do syntezy na
płaszczyźnie metafizyki. Z teoretyzowaniem tego typu
spotkać się można zwłaszcza w nauce niemieckiej,
której język szczególnie się nadaje do takiego celu;
u nas uprawia je zwłaszcza krytyka artystyczna, któ-
ra z dzieł np. abstrakcjonistów umie wydobyć takie
kategorie jak „Czas”, „Znak”, „Byt”, „Milczenie” itd„
do których przybywają „ruiny Hiroszimy” albo „dru-
ty i komory gazowe Oświęcimia”. Znacznie groźniej
przedstawia się sprawa z ujęciami syntetycznymi,
obejmującymi większą ilość przedmiotów, które prze-
kłada się na podobne kategorie abstrakcyjne i w ich
obrębie porównuje i zestawia. W ten sposób powstają
zaskakujące „nowością” lub „oryginalnością” ujęcia,
które często polegają na postawieniu głową w dół roz-
wiązanych już dawno problemów, albo ich odczytaniu
wstecz. Niebezpieczeństwo takiego teoretyzowania po-
lega na tym, że młodych dialektycznie nie przygoto-
wanych ono dezorientuje, albo powoduje kompleksy,
starszych naraża na dodatkowy trud rozszyfrowywa-
nia takich krzyżówek.
Innego rodzaju niebezpieczeństwa kryją w sobie
syntetyczne ujęcia z zakresu teorii.
Wszelka teoria i naukowa także jest wprawdzie
zaspokojeniem właściwej umysłowi ludzkiemu chęci
poznania i potrzeby syntezy, ale jako oparta na włas-
nych doświadczeniach swego twórcy nosi charakter
osobisty. Każdy człowiek po przeżyciu pewnej ilości
lat stwarza sobie własną filozofię życiową i tę prze-
znacza dla swego przede wszystkim użytku. Podobnie
przedstawia się sprawa u badacza, który z chwilą,
gdy mu przestaje wystarczać sama faktografia, odczu-
wa potrzebę uzupełnienia swych doświadczeń uogól-
niającą nadbudową w postaci teori. Taką teorię
stwarza sobie prawie każdy naukowiec i odgrywa ona
w jego pracy różną rolę. Przeważnie zachowuje on ją
dla samego siebie, .ale bywa, że zjawia się ona przed-
wcześnie jako owoc złudzeń miodowych miesięcy po-
życia z nauką i jeżeli wtedy zostanie ogłoszona
drukiem, przeważnie nie doczekuje się dalszego roz-
wijania; dzieje się to' zazwyczaj wtedy, gdy doświad-
czenie podważa wiarę w nieomylność ogłoszonych tez,
a krytycyzm w stosunku do ewoluujących własnych
poglądów zniechęca do dalszego uprawiania tego ro-
dzaju ekshibicjonizmu. Ale bywa i tak, że badacz
uważa za swój obowiązek podzielić się z wszystkimi
zaciekawionymi swoimi doświadczeniami i wyprowa-
dzonymi z nich wnioskami, albo przy posiadaniu od-
powiednich zainteresowań i skłonności uznaje tworze-
nie tego rodzaju syntez za swoją misję naukową.

276
 
Annotationen