Biuletyn Historii Sztuki
R.LVIII, 1996, Nr 1-2
PL ISSN 0006-3967
ANDRZEJ RYSZKIEWICZ
Warszawa, Instytut Sztuki PAN
Anna Król, Henryk Rodakowski (1823-1894). Kraków: Muzeum Narodowe 1994 ss.285,
3 nlb.; ditto, Katalog wystawy, ss. 32
Stulecie śmierci Henryka Rodakowskiego Muzeum Na-
rodowe w Krakowie uczciło monumentalną wystawą mono-
graficzną wielkiego artysty, wydało rodzaj księgi pamiątko-
wej malarza z rozumowanym katalogiem dzieł wszystkich, po
najbłahsze szkice. Ponadto opublikowało skromny, ale este-
tyczny katalog wystawy, a nawet specjalne bilety wstępu z
"Generałem Dembińskim", który patronował pokazowi i
wszystkim wydawnictwom okolicznościowym. Stronę mery-
toryczną całości powierzono Annie Król, która dała się już
uprzednio poznać świetną i śmiałą wystawą Teofila Lenarto-
wiczajako rzeźbiarza, po której także pozostało bardzo cenne
wydawnictwo. Ze swego zadania Anna Król wywiązała się
wzorowo, co zostało nagrodzone przez Stowarzyszenie Histo-
ryków Sztuki. Jej trud i umiejętność (a także smak) tym
chętniej chciałbym podkreślić, jako że od wielu lat sam zma-
gam się z twórczością artysty i jestem świadom licznych i
poważnych trudności z tym związanych.
Wystawa nie miała poprzedników, aż dziw, że nie poku-
szono się o taką ekspozycję wcześniej, gdy jeszcze prawie
cały dorobek artysty pozostawał w rękach rodziny, a pamięć
o tym niezwykłym człowieku była jeszcze żywa. Anna Król
przypomina wprawdzie, że w 1873 r. Rodakowski, przyjecha-
wszy wówczas na stałe do Galicji, pokazał w rusińskim Na-
rodowym Domu dziewięć obrazów olejnych i nieco akwarel,
ale po tym lwowskim pokazie nie pozostał - o ile wiadomo -
drukowany katalog, a i odzew prasowy był minimalny. Godzi
się więc tę wystawę uważać za pierwszą.
Anna Król urządziła wszystko z widoczną miłością, czułą
ręką rozmieszczała eksponaty, starała się, by cała wystawa
stała na najwyższym poziomie, żeby sama ekspozycja nosiła
cechy "totalnego dzieła sztuki" - Gesamtkunstwerk. Było to
niewątpliwie zgodne z pojęciami estetycznymi artysty. W
1877 r. Rodakowski wygłosił w sali ratusza lwowskiego
odczyt o malarstwie. Córka artysty, Maria Woźniakowska,
zanotowała wspomnienie: "Będąc zdania, że żeby mówić o
sztuce, należy wywołać estetyczne wrażenie piękna i że goła
i brzydka sala nie nadaje się do takiej konferencji, ojciec całe
podium zamienił w wykwintny salon. Dywany, kotary, krze-
wy, biusty, reprodukcje sławnych obrazów, a wśród tego on
sam, we fraku, wytworny, subtelny, tak harmonijnie z tłem się
łączący - była to całość jedyna w swoim rodzaju, której
publiczność lwowska jeszcze nie oglądała".
Zachowując wszelkie proporcje - Anna Król postą-
piła podobnie. Dysponując wielką, centralną salą, urządzi-
ła ją na kształt reprezentacyjnego salonu. Zgromadziła w
nim najwybitniejsze portrety pędzla artysty (wizerunki ro-
dziny i przyjaciół) i zawiesiła je, po jednym, na pąso-
wych kotarach przecinających całą wysokość pomieszczenia,
dwa rzędy po bokach, trzeci w środku, z Generałem
Dembińskim w punkcie centralnym. Rządziła tu surowa sy-
metria i krystaliczna czystość konstrukcji, same piony i
prostokąty złotych ram zwiększających świetlistość powie-
rzchni obrazów.
Przestrzeń ta była więc salonem. W salach bocznych,
bardziej kameralnych, urządzono "pracownię": masy szkiców
do obrazów historycznych, grupowanych wokół samej kom-
pozycji, na ogół pokazanej w namiastce - fotografii lub szkicu
całości. W całej krasie można było wystawić tylko Wojnę
kokoszą, nie istnieją już bowiem Bitwa pod Chocimiem (zni-
szczona przez artystę), ani Koniecpolski pod Haliczem (zni-
szczony podczas okupacji w Muzeum Wielkopolskim w Po-
znaniu), ani wreszcie obrazy wchodzące w skład fryzu Do-
brodziejstwa kultury (spalone we Lwowie już po inkorporacji
miasta do ZSRR). Natomiast nie było sposobu, aby przywieźć
wielkie płótno Posłowie cesarscy i papiescy błagają Jana III
Sobieskiego o pomoc dla Wiednia z zamku w Montresor w
Turenii, we Francji. W tak pomyślanym atelier rządził "nieład
zorganizowany" - żadnej symetrii, każdy szkic oprawiony
odrębnie, w różnych formatach, nieregularna mozaika. Nie
ma zupełnie solennego nastroju, który panował w salonie, jest
swoboda, jak to zwykle w pracowni.
Obok zaś salonu i atelier - trzecia przestrzeń życiowa
artysty: domowe zacisze. Pomieszczenie niewielkie, zabudo-
wane sprzętami zmieszkania państwa Rodakowskich, krzesła
noszą monogram "HR", bo wykonane zostały w XIX wieku
na zamówienie, drobiazgami, pamiątkami, dyplomami, foto-
grafiami, malowanymi i rzeźbionymi wizerunkami artysty.
Warszawiak patrzy z zazdrością - w Krakowie wszystko
mogło przetrwać, na swoim miejscu, w tych samych miesz-
kaniach, u tych samych ludzi, ich dzieci i wnuków.
161
R.LVIII, 1996, Nr 1-2
PL ISSN 0006-3967
ANDRZEJ RYSZKIEWICZ
Warszawa, Instytut Sztuki PAN
Anna Król, Henryk Rodakowski (1823-1894). Kraków: Muzeum Narodowe 1994 ss.285,
3 nlb.; ditto, Katalog wystawy, ss. 32
Stulecie śmierci Henryka Rodakowskiego Muzeum Na-
rodowe w Krakowie uczciło monumentalną wystawą mono-
graficzną wielkiego artysty, wydało rodzaj księgi pamiątko-
wej malarza z rozumowanym katalogiem dzieł wszystkich, po
najbłahsze szkice. Ponadto opublikowało skromny, ale este-
tyczny katalog wystawy, a nawet specjalne bilety wstępu z
"Generałem Dembińskim", który patronował pokazowi i
wszystkim wydawnictwom okolicznościowym. Stronę mery-
toryczną całości powierzono Annie Król, która dała się już
uprzednio poznać świetną i śmiałą wystawą Teofila Lenarto-
wiczajako rzeźbiarza, po której także pozostało bardzo cenne
wydawnictwo. Ze swego zadania Anna Król wywiązała się
wzorowo, co zostało nagrodzone przez Stowarzyszenie Histo-
ryków Sztuki. Jej trud i umiejętność (a także smak) tym
chętniej chciałbym podkreślić, jako że od wielu lat sam zma-
gam się z twórczością artysty i jestem świadom licznych i
poważnych trudności z tym związanych.
Wystawa nie miała poprzedników, aż dziw, że nie poku-
szono się o taką ekspozycję wcześniej, gdy jeszcze prawie
cały dorobek artysty pozostawał w rękach rodziny, a pamięć
o tym niezwykłym człowieku była jeszcze żywa. Anna Król
przypomina wprawdzie, że w 1873 r. Rodakowski, przyjecha-
wszy wówczas na stałe do Galicji, pokazał w rusińskim Na-
rodowym Domu dziewięć obrazów olejnych i nieco akwarel,
ale po tym lwowskim pokazie nie pozostał - o ile wiadomo -
drukowany katalog, a i odzew prasowy był minimalny. Godzi
się więc tę wystawę uważać za pierwszą.
Anna Król urządziła wszystko z widoczną miłością, czułą
ręką rozmieszczała eksponaty, starała się, by cała wystawa
stała na najwyższym poziomie, żeby sama ekspozycja nosiła
cechy "totalnego dzieła sztuki" - Gesamtkunstwerk. Było to
niewątpliwie zgodne z pojęciami estetycznymi artysty. W
1877 r. Rodakowski wygłosił w sali ratusza lwowskiego
odczyt o malarstwie. Córka artysty, Maria Woźniakowska,
zanotowała wspomnienie: "Będąc zdania, że żeby mówić o
sztuce, należy wywołać estetyczne wrażenie piękna i że goła
i brzydka sala nie nadaje się do takiej konferencji, ojciec całe
podium zamienił w wykwintny salon. Dywany, kotary, krze-
wy, biusty, reprodukcje sławnych obrazów, a wśród tego on
sam, we fraku, wytworny, subtelny, tak harmonijnie z tłem się
łączący - była to całość jedyna w swoim rodzaju, której
publiczność lwowska jeszcze nie oglądała".
Zachowując wszelkie proporcje - Anna Król postą-
piła podobnie. Dysponując wielką, centralną salą, urządzi-
ła ją na kształt reprezentacyjnego salonu. Zgromadziła w
nim najwybitniejsze portrety pędzla artysty (wizerunki ro-
dziny i przyjaciół) i zawiesiła je, po jednym, na pąso-
wych kotarach przecinających całą wysokość pomieszczenia,
dwa rzędy po bokach, trzeci w środku, z Generałem
Dembińskim w punkcie centralnym. Rządziła tu surowa sy-
metria i krystaliczna czystość konstrukcji, same piony i
prostokąty złotych ram zwiększających świetlistość powie-
rzchni obrazów.
Przestrzeń ta była więc salonem. W salach bocznych,
bardziej kameralnych, urządzono "pracownię": masy szkiców
do obrazów historycznych, grupowanych wokół samej kom-
pozycji, na ogół pokazanej w namiastce - fotografii lub szkicu
całości. W całej krasie można było wystawić tylko Wojnę
kokoszą, nie istnieją już bowiem Bitwa pod Chocimiem (zni-
szczona przez artystę), ani Koniecpolski pod Haliczem (zni-
szczony podczas okupacji w Muzeum Wielkopolskim w Po-
znaniu), ani wreszcie obrazy wchodzące w skład fryzu Do-
brodziejstwa kultury (spalone we Lwowie już po inkorporacji
miasta do ZSRR). Natomiast nie było sposobu, aby przywieźć
wielkie płótno Posłowie cesarscy i papiescy błagają Jana III
Sobieskiego o pomoc dla Wiednia z zamku w Montresor w
Turenii, we Francji. W tak pomyślanym atelier rządził "nieład
zorganizowany" - żadnej symetrii, każdy szkic oprawiony
odrębnie, w różnych formatach, nieregularna mozaika. Nie
ma zupełnie solennego nastroju, który panował w salonie, jest
swoboda, jak to zwykle w pracowni.
Obok zaś salonu i atelier - trzecia przestrzeń życiowa
artysty: domowe zacisze. Pomieszczenie niewielkie, zabudo-
wane sprzętami zmieszkania państwa Rodakowskich, krzesła
noszą monogram "HR", bo wykonane zostały w XIX wieku
na zamówienie, drobiazgami, pamiątkami, dyplomami, foto-
grafiami, malowanymi i rzeźbionymi wizerunkami artysty.
Warszawiak patrzy z zazdrością - w Krakowie wszystko
mogło przetrwać, na swoim miejscu, w tych samych miesz-
kaniach, u tych samych ludzi, ich dzieci i wnuków.
161