RECENZJE
stanie się "prywatystą trudniącym się sztuką", że -jak to ujęła
córka — "rodzina obawiała się dla swego ojca popadnięcia w
tak zwane burżujstwo i zasmakowania zbytniego w wygodach
i łatwości życia". Coś w tych uwagach musiało być na rzeczy,
choć nie tyle, ile mi się przed czterdziestu laty wydawało,
kiedy próbowałem "socjologicznie" ująć drogę życiową ma-
larza. Ale wystawa przekonuje naocznie, że w Galicji Roda-
kowski nie zawsze mógł utrzymać się na tych wyżynach, jakie
osiągnął w Paryżu i które potem przypomną mu się podczas
krótkotrwałego pobytu we Włoszech i znów we Francji.
Jest rzeczą powszechnie znaną, że publiczne wystawienie
absolutnie całego odszukanego dorobku artysty, wielkich
dzieł i błahych studiów lub szkiców, czy też obrazów po
prostu nieudanych ogromnie cieszy uczonych, specjalistów,
ale dla przeciętnego widza bywa nużące, a sławie twórcy
raczej nie służy. O tym trzeba pamiętać - i autorka wystawy
Rodakowskiego wyraźnie brała to pod uwagę, ale pokusa
pokazania wszystkiego była przemożna.
Te masy szkiców może mają nade wszystko tę zaletę, że
pozwalają odtworzyć praktykę warsztatową artysty, ograni-
czoną wprawdzie tylko do kompozycji historycznych, ale nie
można zapominać, że scena historyczna była wówczas uwa-
żana za koronę twórczości malarskiej, a sam Rodakowski
uważał się za malarza historycznego, podczas gdy o pejza-
żach, obrazach rodzajowych, aktach czy martwej naturze miał
opinię lekceważącą. Do portretów malowanych z natury (Ro-
dakowski wymagał wielu seansów pozowania) szkiców pra-
wie nie robił, malował wprost na płótnie. Pracował powoli,
nie był płodny, obrazy nie stanowiły materialnej podstawy
jego życia. Te szkice postaci w scenach wielofigurowych
przekonują, że malarz nie mógł oderwać się od modela, każdy
gest, poza, ruch postaci musiały być rysowane według pozu-
jącego modela, w akcie. Te kalki kostiumowe upinane później
na manekinie powtarzającym układ ciała modela - są nieby-
wałe. Nawet bezwładnie leżące zwłoki poległych żołnierzy
rysował artysta z nagiego modela, jak o tym przekonuje
rysunek przygotowawczy (niewątpliwie do Bitwy pod Choci-
miem), który wypłynął już w czasie trwania wystawy na
warszawskim rynku artystycznym. Ta osobliwa praktyka
warsztatowa pewnie nie należała do wyjątkowych, ale w
polskim malarstwie podobnej nie znam. W ograniczonym
zakresie oraz posługując się także fotografią stosował ją Hen-
ryk Siemiradzki, ale to był raczej przypadek specyficzny,
wyjątkowy, jak i niezwykły był rysunek Simmlera przedsta-
wiający w akcie umierającą Barbarę Radziwiłłównę.
Czas przejść do wydawnictwa. Już przy pierwszym spoj-
rzeniu i dotyku uderza doskonały poziom poligraficzny i to
uzyskany w prywatnych niezbyt znanych warsztatach krako-
wskich (Wydawnictwo Topola Ltd., druk Multipol-Multi-
press s.c.). W tej publikacji, jak i w znakomitych ostatnich
katalogach wystaw w Zamku Królewskim w Warszawie
osiągnięto poziom wysmakowanych i drogich, analogicznych
publikacji zagranicznych wielkich muzeów. Chociaż pod tym
względem "weszliśmy do Europy" (zachodniej). Papier i
druk, okładka i układ graficzny, a przede wszystkim ilustra-
cje: reprodukcje wszystkich obiektów, nie tylko odszukanych
i wystawionych lecz także choćby uprzednio reprodukowa-
II. 3. H. Rodakowski, "Portret Józefa Rodakowskiego", 1874,
Carnegie (Szkocja), wł. Jocelyn
III. 3. H. Rodakowski, "Portrait ofJózef Rodakowski", 1874,
owner Jocelyn Carnegie, Scotland
nych czy też znanych z fotografii w archiwach muzealnych i
domach prywatnych. Z tym, że to co było barwne (oleje i
akwarela; pastelu ani kredek artysta nie używał) pokazane jest
w dobrych kolorowych reprodukcjach włamywanych w tekst.
Wielkie brawa.
Taka jest szata zewnętrzna, a tym bardziej chwalić trzeba
treść, teksty Anny Król, bo cała merytoryczna część książki
wyszła spod jej pióra.
Książkę otwier a zgrabny tekst Rodakowski - ma larz arcy-
dzieł, będący przeglądem życia i problemów (estetycznych i
innych) artysty, przedstawionych bez natrętnego nadmiaru
superlatywów, spokojnie i rzeczowo. Następuje dalej kalen-
darium życia i twórczości, ilustrowane świetnie dobranymi
fotografi ami o charakterze dokumentacyjnym. Książkę zamy-
ka zaś przedruk tekstów uzupełniających nazwany Pisma
Henryka Rodakowskiego obejmujący parokartkową autobio-
grafię oraz własnoręczny francuski wykaz kompozycji i wre-
szcie tekst odczytu Kilka słów o malarstwie (wedle poprawio-
nej wersji drukowanej już pośmiertnie, w 1895 r.). Dalej
mamy pierwszy przedruk (skrócony) rękopiśmiennego wspo-
mnienia córki Marii Woźniakowskiej pt. Mój ojciec, spisane-
163
stanie się "prywatystą trudniącym się sztuką", że -jak to ujęła
córka — "rodzina obawiała się dla swego ojca popadnięcia w
tak zwane burżujstwo i zasmakowania zbytniego w wygodach
i łatwości życia". Coś w tych uwagach musiało być na rzeczy,
choć nie tyle, ile mi się przed czterdziestu laty wydawało,
kiedy próbowałem "socjologicznie" ująć drogę życiową ma-
larza. Ale wystawa przekonuje naocznie, że w Galicji Roda-
kowski nie zawsze mógł utrzymać się na tych wyżynach, jakie
osiągnął w Paryżu i które potem przypomną mu się podczas
krótkotrwałego pobytu we Włoszech i znów we Francji.
Jest rzeczą powszechnie znaną, że publiczne wystawienie
absolutnie całego odszukanego dorobku artysty, wielkich
dzieł i błahych studiów lub szkiców, czy też obrazów po
prostu nieudanych ogromnie cieszy uczonych, specjalistów,
ale dla przeciętnego widza bywa nużące, a sławie twórcy
raczej nie służy. O tym trzeba pamiętać - i autorka wystawy
Rodakowskiego wyraźnie brała to pod uwagę, ale pokusa
pokazania wszystkiego była przemożna.
Te masy szkiców może mają nade wszystko tę zaletę, że
pozwalają odtworzyć praktykę warsztatową artysty, ograni-
czoną wprawdzie tylko do kompozycji historycznych, ale nie
można zapominać, że scena historyczna była wówczas uwa-
żana za koronę twórczości malarskiej, a sam Rodakowski
uważał się za malarza historycznego, podczas gdy o pejza-
żach, obrazach rodzajowych, aktach czy martwej naturze miał
opinię lekceważącą. Do portretów malowanych z natury (Ro-
dakowski wymagał wielu seansów pozowania) szkiców pra-
wie nie robił, malował wprost na płótnie. Pracował powoli,
nie był płodny, obrazy nie stanowiły materialnej podstawy
jego życia. Te szkice postaci w scenach wielofigurowych
przekonują, że malarz nie mógł oderwać się od modela, każdy
gest, poza, ruch postaci musiały być rysowane według pozu-
jącego modela, w akcie. Te kalki kostiumowe upinane później
na manekinie powtarzającym układ ciała modela - są nieby-
wałe. Nawet bezwładnie leżące zwłoki poległych żołnierzy
rysował artysta z nagiego modela, jak o tym przekonuje
rysunek przygotowawczy (niewątpliwie do Bitwy pod Choci-
miem), który wypłynął już w czasie trwania wystawy na
warszawskim rynku artystycznym. Ta osobliwa praktyka
warsztatowa pewnie nie należała do wyjątkowych, ale w
polskim malarstwie podobnej nie znam. W ograniczonym
zakresie oraz posługując się także fotografią stosował ją Hen-
ryk Siemiradzki, ale to był raczej przypadek specyficzny,
wyjątkowy, jak i niezwykły był rysunek Simmlera przedsta-
wiający w akcie umierającą Barbarę Radziwiłłównę.
Czas przejść do wydawnictwa. Już przy pierwszym spoj-
rzeniu i dotyku uderza doskonały poziom poligraficzny i to
uzyskany w prywatnych niezbyt znanych warsztatach krako-
wskich (Wydawnictwo Topola Ltd., druk Multipol-Multi-
press s.c.). W tej publikacji, jak i w znakomitych ostatnich
katalogach wystaw w Zamku Królewskim w Warszawie
osiągnięto poziom wysmakowanych i drogich, analogicznych
publikacji zagranicznych wielkich muzeów. Chociaż pod tym
względem "weszliśmy do Europy" (zachodniej). Papier i
druk, okładka i układ graficzny, a przede wszystkim ilustra-
cje: reprodukcje wszystkich obiektów, nie tylko odszukanych
i wystawionych lecz także choćby uprzednio reprodukowa-
II. 3. H. Rodakowski, "Portret Józefa Rodakowskiego", 1874,
Carnegie (Szkocja), wł. Jocelyn
III. 3. H. Rodakowski, "Portrait ofJózef Rodakowski", 1874,
owner Jocelyn Carnegie, Scotland
nych czy też znanych z fotografii w archiwach muzealnych i
domach prywatnych. Z tym, że to co było barwne (oleje i
akwarela; pastelu ani kredek artysta nie używał) pokazane jest
w dobrych kolorowych reprodukcjach włamywanych w tekst.
Wielkie brawa.
Taka jest szata zewnętrzna, a tym bardziej chwalić trzeba
treść, teksty Anny Król, bo cała merytoryczna część książki
wyszła spod jej pióra.
Książkę otwier a zgrabny tekst Rodakowski - ma larz arcy-
dzieł, będący przeglądem życia i problemów (estetycznych i
innych) artysty, przedstawionych bez natrętnego nadmiaru
superlatywów, spokojnie i rzeczowo. Następuje dalej kalen-
darium życia i twórczości, ilustrowane świetnie dobranymi
fotografi ami o charakterze dokumentacyjnym. Książkę zamy-
ka zaś przedruk tekstów uzupełniających nazwany Pisma
Henryka Rodakowskiego obejmujący parokartkową autobio-
grafię oraz własnoręczny francuski wykaz kompozycji i wre-
szcie tekst odczytu Kilka słów o malarstwie (wedle poprawio-
nej wersji drukowanej już pośmiertnie, w 1895 r.). Dalej
mamy pierwszy przedruk (skrócony) rękopiśmiennego wspo-
mnienia córki Marii Woźniakowskiej pt. Mój ojciec, spisane-
163