Biuletyn Historii Sztuki
R.LV, 1993, Nr 4
PL ISSN 0006-3967
JOANNA SZCZEPINSKA-TRAMER
Paryż
O KAROLU STERLINGU*
Dawno, dawno temu, na seminarium profesora Ju-
liusza Starzyńskiego w Warszawie, wystraszona pa-
nienka z prowincji dostała do ręki książkę La nature
morte Charlesa Sterlinga. "Pani przeczyta i nam zrefe-
ruje" - powiedział profesor. I oto nagle w ponurej
szarzyźnie mojej młodości coś się otwarło. Nie na to, że
sztuka w ogóle istnieje (tyle w Warszawie 1953 czy
1954 roku już wiedziałam), ale na to, że tak można
widzieć sztukę, że tak właśnie, nie inaczej, można o niej
pisać. W moim wspomnieniu była to pierwsza z jaką się
zetknęłam, najnowsza, prawdziwa książka o sztuce.
Na pewno się mylę. Nie o to chodzi: chodzi o to, że dla
mnie stała się symbolem, że nieoczekiwanie zaważyła
na moim życiu, że coś dzięki niej zrozumiałam.
O Karolu Sterlingu nie wiedziałam wówczas, rzecz
jasna, nic. Jakaś niewyraźna wiedza, że jest podobno
Polakiem z pochodzenia, jakieś mgliste przypuszczenie,
że jest być może krewnym Mieczysława Sterlinga, zna-
nego krytyka i historyka sztuki działającego w latach
trzydziestych w Warszawie.
I tak rzeczywiście było. Karol Sterling, jeden z naj-
wybitniejszych historyków sztuki z pokolenia, które
właśnie odchodzi, kustosz Muzeum Luwru i Metropoli-
tan Museum w Nowym Jorku, od 1961 do 1972 roku
profesor kilku uniwersytetów, wielki specjalista w dzie-
dzinie malarstwa europejskiego XIV-XIX wieku. Czło-
wiek, który - nie bójmy się w końcu tego powiedzieć -
zaszczycał z dotąd niepojętych dla mnie powodów, me-
go męża i mnie swą przyjaźnią. Urodził się w Warsza-
wie w roku 1901. Po uzyskaniu dyplomu na Wydziale
Prawa Uniwersytetu Warszawskiego wyjechał w 1925
roku do Francji, gdzie - za namową swego stryja Mie-
czysława Sterlinga — zapisał się na seminarium Henri
Focillona.
Fakt ten stał się przełomem w jego życiu. Focillon,
największy z wówczas żyjących francuskich history-
ków sztuki, skupiał wokół siebie wszystkich, którzy się
wtedy i w latach późniejszych w tej dziedzinie liczyli
we Francji. Do jego uczniów zaliczał się m. in. niedaw-
no zmarły Andre Chastel. Sterling wprowadził na to
seminarium inną z przyszłych wielkich postaci tej dys-
cypliny, mediewistę Ludwika Grodeckiego, o czym sam
tak opowiadał w rozmowach, które Michel Laclotte,
dyrektor Luwru, opublikował niedawno w katalogu wy-
stawy poświęconej Sterlingowi:
"Kiedy przyjechałem do Warszawy w celu odbycia
służby wojskowej - a było to w roku 1928 - stryj
powiedział do mnie: »Mam tu tapicera, który dla mnie
pracuje, naprawdę zupełnie nieprzeciętnego rzemieślni-
ka - artystę. On ma syna, który w tym roku zdaje maturę
i bardzo interesuje się historią sztuki. Może mógłbyś mu
pomóc i objaśnić choć trochę, jak się obrócić w Paryżu.
On nazywa się Grodecki.«
Poszedłem do Grodeckich i zastałem tam chłopaka
bardzo inteligentnego i dość nieufnego, któremu powie-
działem: »Voild, jest w Paryżu grupa historyków sztuki,
skupiona wokół profesora Focillona, która przyjmie
Pana z otwartymi ramionami; nie ma się czego oba-
wiać.« A na to młody Grodecki: »Wie Pan, mamy tu w
domu rycinę. Nikt nie może dojść, co to może być.«
Otóż przez największy ze zbiegów okoliczności ja, któ-
ry podówczas nic prawie nie wiedziałem z historii sztu-
ki, znałem tę rycinę i mogłem od razu powiedzieć: »To
jest pejzaż Gillisa van Coninxloo, rytowany przez
Scheltego a Bolswert.« Mały Grodecki zaniemówił.
Po moim powrocie z wojska stryj mi powiedział:
»Wiesz, młody Grodecki zaraz na drugi dzień poleciał
do Gabinetu Rycin Biblioteki Uniwersyteckiej spraw-,
dzić, czyś się nie pomylił. Odtąd ci wierzy i pojedzie za
tobą do Paryża«".
Przytoczyłam ten fragment wspomnień Karola Ster-
linga z kilku powodów. Poza wartością anegdotyczną,
dotyczącą bardzo wybitnego francuskiego historyka sztuki
polskiego pochodzenia, jakim był zmarły w 1982 r. Lu-
397
R.LV, 1993, Nr 4
PL ISSN 0006-3967
JOANNA SZCZEPINSKA-TRAMER
Paryż
O KAROLU STERLINGU*
Dawno, dawno temu, na seminarium profesora Ju-
liusza Starzyńskiego w Warszawie, wystraszona pa-
nienka z prowincji dostała do ręki książkę La nature
morte Charlesa Sterlinga. "Pani przeczyta i nam zrefe-
ruje" - powiedział profesor. I oto nagle w ponurej
szarzyźnie mojej młodości coś się otwarło. Nie na to, że
sztuka w ogóle istnieje (tyle w Warszawie 1953 czy
1954 roku już wiedziałam), ale na to, że tak można
widzieć sztukę, że tak właśnie, nie inaczej, można o niej
pisać. W moim wspomnieniu była to pierwsza z jaką się
zetknęłam, najnowsza, prawdziwa książka o sztuce.
Na pewno się mylę. Nie o to chodzi: chodzi o to, że dla
mnie stała się symbolem, że nieoczekiwanie zaważyła
na moim życiu, że coś dzięki niej zrozumiałam.
O Karolu Sterlingu nie wiedziałam wówczas, rzecz
jasna, nic. Jakaś niewyraźna wiedza, że jest podobno
Polakiem z pochodzenia, jakieś mgliste przypuszczenie,
że jest być może krewnym Mieczysława Sterlinga, zna-
nego krytyka i historyka sztuki działającego w latach
trzydziestych w Warszawie.
I tak rzeczywiście było. Karol Sterling, jeden z naj-
wybitniejszych historyków sztuki z pokolenia, które
właśnie odchodzi, kustosz Muzeum Luwru i Metropoli-
tan Museum w Nowym Jorku, od 1961 do 1972 roku
profesor kilku uniwersytetów, wielki specjalista w dzie-
dzinie malarstwa europejskiego XIV-XIX wieku. Czło-
wiek, który - nie bójmy się w końcu tego powiedzieć -
zaszczycał z dotąd niepojętych dla mnie powodów, me-
go męża i mnie swą przyjaźnią. Urodził się w Warsza-
wie w roku 1901. Po uzyskaniu dyplomu na Wydziale
Prawa Uniwersytetu Warszawskiego wyjechał w 1925
roku do Francji, gdzie - za namową swego stryja Mie-
czysława Sterlinga — zapisał się na seminarium Henri
Focillona.
Fakt ten stał się przełomem w jego życiu. Focillon,
największy z wówczas żyjących francuskich history-
ków sztuki, skupiał wokół siebie wszystkich, którzy się
wtedy i w latach późniejszych w tej dziedzinie liczyli
we Francji. Do jego uczniów zaliczał się m. in. niedaw-
no zmarły Andre Chastel. Sterling wprowadził na to
seminarium inną z przyszłych wielkich postaci tej dys-
cypliny, mediewistę Ludwika Grodeckiego, o czym sam
tak opowiadał w rozmowach, które Michel Laclotte,
dyrektor Luwru, opublikował niedawno w katalogu wy-
stawy poświęconej Sterlingowi:
"Kiedy przyjechałem do Warszawy w celu odbycia
służby wojskowej - a było to w roku 1928 - stryj
powiedział do mnie: »Mam tu tapicera, który dla mnie
pracuje, naprawdę zupełnie nieprzeciętnego rzemieślni-
ka - artystę. On ma syna, który w tym roku zdaje maturę
i bardzo interesuje się historią sztuki. Może mógłbyś mu
pomóc i objaśnić choć trochę, jak się obrócić w Paryżu.
On nazywa się Grodecki.«
Poszedłem do Grodeckich i zastałem tam chłopaka
bardzo inteligentnego i dość nieufnego, któremu powie-
działem: »Voild, jest w Paryżu grupa historyków sztuki,
skupiona wokół profesora Focillona, która przyjmie
Pana z otwartymi ramionami; nie ma się czego oba-
wiać.« A na to młody Grodecki: »Wie Pan, mamy tu w
domu rycinę. Nikt nie może dojść, co to może być.«
Otóż przez największy ze zbiegów okoliczności ja, któ-
ry podówczas nic prawie nie wiedziałem z historii sztu-
ki, znałem tę rycinę i mogłem od razu powiedzieć: »To
jest pejzaż Gillisa van Coninxloo, rytowany przez
Scheltego a Bolswert.« Mały Grodecki zaniemówił.
Po moim powrocie z wojska stryj mi powiedział:
»Wiesz, młody Grodecki zaraz na drugi dzień poleciał
do Gabinetu Rycin Biblioteki Uniwersyteckiej spraw-,
dzić, czyś się nie pomylił. Odtąd ci wierzy i pojedzie za
tobą do Paryża«".
Przytoczyłam ten fragment wspomnień Karola Ster-
linga z kilku powodów. Poza wartością anegdotyczną,
dotyczącą bardzo wybitnego francuskiego historyka sztuki
polskiego pochodzenia, jakim był zmarły w 1982 r. Lu-
397