MATERIAŁY Z SESJI POŚWIĘCONEJ JULIUSZOWI STARZYŃSKIEMU
Wieczorem, na salach po zamknięciu bloków, odbywały się
wykłady zaproszonych specjalistów. Julo ściągnął do nas
swego dawnego znajomego, Wierzbowskiego, starego socjalis-
tę, który prowadził wykłady-kursy o marksizmie. Za swą
działalność „wywrotową” Wierzbowski został wywieziony
z Oflagu i ślad po nim zaginął.
Tak oto św. Tomasz i Marks objaśniali nam widzenie
świata.
W 1944 po powstaniu warszawskim pojawił się w obozie
oblat III Zakonu, brat Ardalian. Julo nareszcie znalazł w Leo-
nie Schillerze godziwego partnera do dyskusji o teatrze.
Ostre polemiczne rozmowy toczyły się zazwyczaj już po za-
ciemnieniu. — „Dyskutasy” — mruczał pogardliwie, po-
chylony nad małą rzeźbą Adam Siemaszko.
Julo pisał i frywolne teksty piosenek do rewii Szpakowicza
Kapryśna Afrodyta.
Żywe były nasze polemiki z Pana Leona programem
„Teatru Ogromnego dla Ludu”. Zachowałem list pisany do
mnie przez Schillera przed Jego spowiedzią wielkanocną. Pan
Leon prosi o darowanie zbyt ostrych z nami polemik. Schillera
nazywaliśmy „Fifulką” (fleeikiem). Nic nie było dla nas
świętego.
Z Sołtanem opracowaliśmy inscenizację Judasza Rostwo-
rowskiego. Dekoracje były wykonane z papier-mache z gazet
hitlerowskich.
Kiedy przedłużały się dyskusje, przenosiliśmy się do
toalety. I tam właśnie w tych nocnych rozmowach rodził się
zamysł stworzenia w kraju naukowego ośrodka integrującego
wszystkie dyscypliny sztuk. Ta idea skupienia w jednym
miejscu spraw muzyki, filmu, teatru, plastyki oraz literatury
była później z uporem realizowana w powstałym dzięki
inicjatywie Starzyńskiego Instytucie Sztuki. Tylko że, gdy
wrócił do kraju, już działał Instytut Badań Literackich. Ta
idea jedności sztuk i nauk stale odrastała, aby być przeciętą
nocą grudniową.
Tyle mej relacji o Julu w Murnau.
Dnia 26 kwietnia 1945 rozegrała się na terenie obozu bitwa
oddziału SS, przybyłego dla likwidacji obozu, z pierwszymi
czołgami armii Pattona.
W sierpniu jako pierwszy wyjeżdżałem do kraju. Pamiętam
po drodze w Linzu swą rozmowę z Janem Białostockim; był
jeszcze wtedy w pasiaku kacetowca.
Julo wyjechał do Londynu, miał jakieś propozycje pracy,
ale rychło wrócił do Lingen, do teatrów Schillera i Szpako-
wicza. Teraz już zdecydowany — organizował repatriację do
kraju.
W latach czterdziestych uważaliśmy za nasz obowiązek,
jak wielu innych tzw. „intelektualistów”, podjęcie pracy
organizacyjnej w Ministerstwie Kultury i Sztuki. Julo pro-
wadził Biuro Współpracy Kulturalnej z Zagranicą. Licznym
twórcom np. Kantorowi ułatwił wyjazdy stypendialne.
Dziś myślę, że fakt włączenia się wielu wybitnych literatów,
muzyków, plastyków w tej fazie odgruzowywania kultury
zdecydował o randze sztuki w okresie powojennym. I może
dlatego realizm socjalistyczny, mimo wszystko, przyjął u nas
inne niż gdzio indziej obyczaje.
Dziś nie chodzę do Resortu, bo nikogo tam nie znam i nikt
mnie już nie zna. Zachwiał się ten nasz kredyt wiary i zau-
fania.
Julo wstąpił do Partii. Nigdy o tym nie rozmawialiśmy.
Teraz zastanawiam się czy w warunkach ówczesnej „nomen-
klatury”, nie będąc w Partii mógłby Julo stworzyć Instytut
i skupić tam tylu świetnych ludzi. W okresie lat pięćdzie-
siątych denerwowały nas Jogo długie, a jakże często mętne,
wywody.
Twierdzę z przekonaniem, że w swoich wypowiedziach
i tekstach nie potępiał i nie niszczył nikogo, taktyka Jego
ograniczała się do podkreślenia walorów sztuki Weissa,
Kulisiewicza, Dunikowskiego, Kobzdeja, Wnuka.
Może warto pamiętać, że poparł akcję w obronie więzionego
wówczas Michała Walickiego, choć wielu znanych ludzi
uchyliło się od podpisania tego listu do prokuratora. Tak źle
widziano postacie, jak Leon Schiller czy Walicki, a nawet
Rewski, znalazły miejsce i pracę w Instytucie.
Współpracowałem z Julem przy organizacji Kongresu
Intelektualistów we Wrocławiu. Nie z polskiej winy został
zmącony klimat tego zgromadzenia.
Po odejściu moim w roku 1949 z Ministerstwa, Julo
ściągnął mnie do Instytutu. Z Jego namowy opracowałom
wydanie Cennino Cenniniego. Widząc w czasie pamiętnej
Sesji Odrodzenia mój zachwyt nad kościołem w Rytwianach,
a szczególnie nad obrazami Yenante de Subiaco — skłonił
mnie do opublikowania mej relacji w „Przeglądzie Artys-
tycznym”.
Zawdzięczam Julowi zlecenie rekonstrukcji Arsenału
Jasnogórskiego i eksponowania Skarbca. W czasie naszego
tam pobytu na sesji naukowej — z inicjatywy m.in. Starzyń-
skiego —• skupiły się znakomite postacie: Tatarkiewicz,
Herbst, Tomkiewicz. Pilnym słuchaczem był Kardynał
Wyszyński.
Przekazuję relację zdarzenia na Jasnej Górze, które
czasem było różnie komentowane. Któregoś dnia, wieczorem,
Ojciec Paulin Jan Golonka zaprosił Jula i mnie na nabożeń-
stwo w Kaplicy.
Przed ołtarzem klęczał Kardynał Wyszyński obok Genera-
ła Paulinów. W pewnej chwili Ojciec Generał podszedł do
nas obu i mocno trzymając pod ręce skłonił do uklęknięcia
obok Kardynała. Kardynał zaintonował Bogurodzicę. Klę-
czeliśmy z Julom pochyleni, powaleni ciężarem wiary i tradycji
polskiej kultury.
Dwunastego września 1974 roku napisał Julo wiersz. Na
obraz dopiero co ukończony Bohdana U. Przekazuję fragmenty:
We śnie proroczym rozwarte powieki [...]
W biegu szalonym, raz jeszcze ostatni
Niechaj widzą, że tacyśmy byli... [...]
Podaj mi rękę, niech ten uścisk bratni
tęczę po burzy nad nami rozchyli.
Taki oto był dla mnie Julo Starzyński...
Haud facile guisąuam gratuito bonus est — Niełatwo być
komukolwiek dobrym za darmo.
Bohdan Tadeusz Urbanowicz
406
Wieczorem, na salach po zamknięciu bloków, odbywały się
wykłady zaproszonych specjalistów. Julo ściągnął do nas
swego dawnego znajomego, Wierzbowskiego, starego socjalis-
tę, który prowadził wykłady-kursy o marksizmie. Za swą
działalność „wywrotową” Wierzbowski został wywieziony
z Oflagu i ślad po nim zaginął.
Tak oto św. Tomasz i Marks objaśniali nam widzenie
świata.
W 1944 po powstaniu warszawskim pojawił się w obozie
oblat III Zakonu, brat Ardalian. Julo nareszcie znalazł w Leo-
nie Schillerze godziwego partnera do dyskusji o teatrze.
Ostre polemiczne rozmowy toczyły się zazwyczaj już po za-
ciemnieniu. — „Dyskutasy” — mruczał pogardliwie, po-
chylony nad małą rzeźbą Adam Siemaszko.
Julo pisał i frywolne teksty piosenek do rewii Szpakowicza
Kapryśna Afrodyta.
Żywe były nasze polemiki z Pana Leona programem
„Teatru Ogromnego dla Ludu”. Zachowałem list pisany do
mnie przez Schillera przed Jego spowiedzią wielkanocną. Pan
Leon prosi o darowanie zbyt ostrych z nami polemik. Schillera
nazywaliśmy „Fifulką” (fleeikiem). Nic nie było dla nas
świętego.
Z Sołtanem opracowaliśmy inscenizację Judasza Rostwo-
rowskiego. Dekoracje były wykonane z papier-mache z gazet
hitlerowskich.
Kiedy przedłużały się dyskusje, przenosiliśmy się do
toalety. I tam właśnie w tych nocnych rozmowach rodził się
zamysł stworzenia w kraju naukowego ośrodka integrującego
wszystkie dyscypliny sztuk. Ta idea skupienia w jednym
miejscu spraw muzyki, filmu, teatru, plastyki oraz literatury
była później z uporem realizowana w powstałym dzięki
inicjatywie Starzyńskiego Instytucie Sztuki. Tylko że, gdy
wrócił do kraju, już działał Instytut Badań Literackich. Ta
idea jedności sztuk i nauk stale odrastała, aby być przeciętą
nocą grudniową.
Tyle mej relacji o Julu w Murnau.
Dnia 26 kwietnia 1945 rozegrała się na terenie obozu bitwa
oddziału SS, przybyłego dla likwidacji obozu, z pierwszymi
czołgami armii Pattona.
W sierpniu jako pierwszy wyjeżdżałem do kraju. Pamiętam
po drodze w Linzu swą rozmowę z Janem Białostockim; był
jeszcze wtedy w pasiaku kacetowca.
Julo wyjechał do Londynu, miał jakieś propozycje pracy,
ale rychło wrócił do Lingen, do teatrów Schillera i Szpako-
wicza. Teraz już zdecydowany — organizował repatriację do
kraju.
W latach czterdziestych uważaliśmy za nasz obowiązek,
jak wielu innych tzw. „intelektualistów”, podjęcie pracy
organizacyjnej w Ministerstwie Kultury i Sztuki. Julo pro-
wadził Biuro Współpracy Kulturalnej z Zagranicą. Licznym
twórcom np. Kantorowi ułatwił wyjazdy stypendialne.
Dziś myślę, że fakt włączenia się wielu wybitnych literatów,
muzyków, plastyków w tej fazie odgruzowywania kultury
zdecydował o randze sztuki w okresie powojennym. I może
dlatego realizm socjalistyczny, mimo wszystko, przyjął u nas
inne niż gdzio indziej obyczaje.
Dziś nie chodzę do Resortu, bo nikogo tam nie znam i nikt
mnie już nie zna. Zachwiał się ten nasz kredyt wiary i zau-
fania.
Julo wstąpił do Partii. Nigdy o tym nie rozmawialiśmy.
Teraz zastanawiam się czy w warunkach ówczesnej „nomen-
klatury”, nie będąc w Partii mógłby Julo stworzyć Instytut
i skupić tam tylu świetnych ludzi. W okresie lat pięćdzie-
siątych denerwowały nas Jogo długie, a jakże często mętne,
wywody.
Twierdzę z przekonaniem, że w swoich wypowiedziach
i tekstach nie potępiał i nie niszczył nikogo, taktyka Jego
ograniczała się do podkreślenia walorów sztuki Weissa,
Kulisiewicza, Dunikowskiego, Kobzdeja, Wnuka.
Może warto pamiętać, że poparł akcję w obronie więzionego
wówczas Michała Walickiego, choć wielu znanych ludzi
uchyliło się od podpisania tego listu do prokuratora. Tak źle
widziano postacie, jak Leon Schiller czy Walicki, a nawet
Rewski, znalazły miejsce i pracę w Instytucie.
Współpracowałem z Julem przy organizacji Kongresu
Intelektualistów we Wrocławiu. Nie z polskiej winy został
zmącony klimat tego zgromadzenia.
Po odejściu moim w roku 1949 z Ministerstwa, Julo
ściągnął mnie do Instytutu. Z Jego namowy opracowałom
wydanie Cennino Cenniniego. Widząc w czasie pamiętnej
Sesji Odrodzenia mój zachwyt nad kościołem w Rytwianach,
a szczególnie nad obrazami Yenante de Subiaco — skłonił
mnie do opublikowania mej relacji w „Przeglądzie Artys-
tycznym”.
Zawdzięczam Julowi zlecenie rekonstrukcji Arsenału
Jasnogórskiego i eksponowania Skarbca. W czasie naszego
tam pobytu na sesji naukowej — z inicjatywy m.in. Starzyń-
skiego —• skupiły się znakomite postacie: Tatarkiewicz,
Herbst, Tomkiewicz. Pilnym słuchaczem był Kardynał
Wyszyński.
Przekazuję relację zdarzenia na Jasnej Górze, które
czasem było różnie komentowane. Któregoś dnia, wieczorem,
Ojciec Paulin Jan Golonka zaprosił Jula i mnie na nabożeń-
stwo w Kaplicy.
Przed ołtarzem klęczał Kardynał Wyszyński obok Genera-
ła Paulinów. W pewnej chwili Ojciec Generał podszedł do
nas obu i mocno trzymając pod ręce skłonił do uklęknięcia
obok Kardynała. Kardynał zaintonował Bogurodzicę. Klę-
czeliśmy z Julom pochyleni, powaleni ciężarem wiary i tradycji
polskiej kultury.
Dwunastego września 1974 roku napisał Julo wiersz. Na
obraz dopiero co ukończony Bohdana U. Przekazuję fragmenty:
We śnie proroczym rozwarte powieki [...]
W biegu szalonym, raz jeszcze ostatni
Niechaj widzą, że tacyśmy byli... [...]
Podaj mi rękę, niech ten uścisk bratni
tęczę po burzy nad nami rozchyli.
Taki oto był dla mnie Julo Starzyński...
Haud facile guisąuam gratuito bonus est — Niełatwo być
komukolwiek dobrym za darmo.
Bohdan Tadeusz Urbanowicz
406