Universitätsbibliothek HeidelbergUniversitätsbibliothek Heidelberg
Metadaten

Instytut Sztuki (Warschau) [Hrsg.]; Państwowy Instytut Sztuki (bis 1959) [Hrsg.]; Stowarzyszenie Historyków Sztuki [Hrsg.]
Biuletyn Historii Sztuki — 47.1985

DOI Artikel:
Komunikaty
DOI Artikel:
Kwiatkowska, Maria I.: Dyskusja wokól rzeźby: "Faun i Bachantka"
DOI Seite / Zitierlink: 
https://doi.org/10.11588/diglit.48708#0344

DWork-Logo
Überblick
loading ...
Faksimile
0.5
1 cm
facsimile
Vollansicht
OCR-Volltext
KOMUNIKATY


II. 1. Luigi Simonetti, Faun i Bachantka, lata pięćdziesiąte
XIX wieku. Fot. IS PAN

1857 r. do Warszawy, gdzio w środowisku inteligencji i w gro-
nie młodszych kolegów po fachu cieszył się ogromnym auto-
rytetem.
Redakcja więc, pod listem Karola Marconiego, zamieściła
pełny tekst wypowiedzi Oloszczyńskiego, napisanej po prze-
czytaniu poprzedniego artykułu malarza, podnoszącego
zalety rzeźby Simoniettiego. W liście Oleszczyńskiogo czytamy
m.in.: Jako artysta, który uczył się i pracował, najuroczyściej
protestuję przeciw uwielbieniom wyrażonym we wspomnianym
artykule i oświadczam, iż głęboko ubolewam nad lekceważeniem
sobie publicznego smaku i opinii. Dopókiż wierzyć będziemy
w nieomylny geniusz Włochów? Dopókiż materiał stanowić
będzie u nas zaletę pracy ? Kiedyż nabędziem tej godności własne-
go sądu, którego lada Rzymianin ani Florentczyk nie potrafi
zachwiać. Grupa icystawiona w sali Dobroczynności jest to
praca nieudolności i braku wiedzy pod wszelkim względem. Kto
tego nie widzi, umysł jego nie ma ukształcenia artystycznego
i loyższego polotu. Ludzi się jak dziecko przezroczystością ma-

teriału, pieszczotliwością dłuta, a zapomina co jest myśl, siła,
prawda i natchnienie. Natura, ten nieomylny mistrz, nigdy
nie była przedmiotem jego myśli i uwagi. Kto ją poznał, a tern
samem pokochał, nie iceźmie zapewne w posągu za muskuly
chorowitych nabrzmień, ostrych i bez formy wyskoków za kości,
a przypłaszczonych i znędzniałych m/uskułów za faunowskie,
których charakterem jest najczerstwiejsze zdrowie, młodość
i materialna siła. W sumie więc — konkluduje Oleszczyński -
utwór bez myśli, uboga kompilacja niezrozumiałych antyków
z najmniej zrozumianą naturą5.
W powyższych zdaniach wyłożył Oleszczyński swe credo
artystyczno rzeźbiarza-romantyka, przeciwstawiającego się
bezmyślnemu na ogół powielaniu starożytnych lub współ-
czesnych wzorów, dla którego jedynie „myśl, siła, prawda
i natchnienie”, a przede wszystkim „natura, ten nieomylny
mistrz” winny kreować dzieło sztuki.
W obronie prawdy i dlatego żeby p. Simonetti nie wywiózł
z kraju naszego przekonania, że Polacy są niesprawiedliwi,
w ocenianiu na swej ziemi dzieł obcych artystów zabrał głos,
na łamach tejże „Gazety”, inny rzeźbiarz — Henryk Stattler,
syn znanego krakowskiego malarza Wojciecha Kornolego.
Młody Stattler, rzeźbiarz niewątpliwie zdolny, był wówczas
w okresie swego największego powodzenia. Przebywając
w latach pięćdziesiątych w Rzymie, cieszył się tam licznymi
zamówieniami, głównie na portrety i rzeźby religijne, wśród
przedstawicieli polskiej arystokracji, w liczbie których znalazła
się także Augustowa Potocka, bratowa Stanisława — właści-
ciela grupy Simonottiego. Na jej zlecenie Stattler wykonał
marmurowy posąg Chrystusa Ecce Homo, umieszczony
w kościele w Wilanowie.
Stattler więc wskazuje na zalety grupy Fauna i Bachantki,
z których na pierwszym miejscu wymienia „grację” i „to
delikatne poczucie piękna” widoczne m.in. w ułożeniu jednego
palca i w obrocie głowy Bachantki, i w całej jej postaci. Zaleta
ta jest tak wielce cenioną przez wszystkich rzeźbiarzy, że sami
nieraz poświęcają niektóre części dla zachowania ogólnego
piękna, czego dopatrzyć się można w dziełach wiekopomnego
Canovy. Przy okazji, z zarozumiałością młokosa, któremu po-
wodzenie zawrócić mogło nieco w głowie, kieruje pod adresem
starszego i bardziej doświadczonego kolegi pełną złośliwości
uwagę: Kto robi dzieła swe tylko z piaskowca lub innych mięk-
kich kamieni, nie jest tu kompetentnym sędzią. Uważa także,
że zarzuty w artykule Chotomskiego stawiane wszystkim,
zamożnym obywatelom, że zamiast wspierać krajowych artystów
kupują u obcych, nie są słuszne, czego przykładem może być
jego własna osoba i kariera. Ja sam od lat wielu doświadczam
opieki bogatych, za ich pieniądze miałem sposobność uczyć się
zagranicą, a co więcej byłem i jestem zaszczycony zaufaniem ich,
bardzo kosztowne powierzone mając prace; czego dowodem są
prace moje znajdujące się w Paryżu, Wiedniu, Poznaniu,
Krasiczynie i tu w Warszawie6.
Nie przeczuwał jeszcze młody wówczas rzeźbiarz, że
w kilka lat później na własnej skórze dotkliwie odczuje słusz-
ność ludowego przysłowia: „laska pańska na pstrym koniu

5 „Gazeta Codzienna” 27 VII1860, list Władysława Oleszczyńskiego.

6 „Gazeta Codzienna” 31 VII1860, list Henryka Stattlera.

334
 
Annotationen