Universitätsbibliothek HeidelbergUniversitätsbibliothek Heidelberg
Metadaten

Instytut Sztuki (Warschau) [Hrsg.]; Państwowy Instytut Sztuki (bis 1959) [Hrsg.]; Stowarzyszenie Historyków Sztuki [Hrsg.]
Biuletyn Historii Sztuki — 56.1994

DOI Heft:
Nr. 4
DOI Artikel:
In memoriam
DOI Artikel:
Machowski, Marek; Secomska, Krystyna: Witold Ra̜czkowski (1949-1994)
DOI Seite / Zitierlink: 
https://doi.org/10.11588/diglit.48917#0490

DWork-Logo
Überblick
loading ...
Faksimile
0.5
1 cm
facsimile
Vollansicht
OCR-Volltext
IN MEMORIAM

kulturą umysłową Średniowiecza i Renesansu. Napisał ob-
szerne opracowanie ikonograficzne do Polskich pieśni wiel-
kanocnych, książki zbiorowej pod redakcją prof. Henryka
Kowalewicza, niestety do dziś nie opublikowanej z powodu
trudności finansowych. W tej samej redakcji zbierał doku-
mentację fotograficzną i opisową do wszystkich tomów kor-
pusu pieśni staropolskich. Typował również książki do tłuma-
czeń i robił wewnętrzne recenzje. To właśnie z jego inicjaty-
wy wyszedł po polsku Świat symboliki chrześcijańskiej Do-
rothei Forstner. Z ikonografią było związanych ponad 50
haseł przygotowanych do nowej Wielkiej Encyklopedii Po-
wszechnej oraz popularne artykuły w „Kierunkach” i „WTK”.
Mimo postępującej choroby znalazł siły i przywiązywał wiel-
ką wagę do systematycznego dostarczania krótkich artykułów
poświęconych żywotom i przedstawieniom świętych dla
tygodnika „Zorza” (od czerwca 1988 do listopada 1989).
Ikonografii były też poświęcone zajęcia, które prowadził
w latach 1976-1982 w Katedrze Historii Sztuki ATK oraz od
1981 w Katedrze Etnografii Uniwersytetu Warszawskiego.
Te ostatnie lubił szczególnie i robił wszystko, aby ich nie
przerywać, mimo coraz częstszych pobytów w szpitalach. Był
też — z wzajemnością — łubiany przez studentów, którzy
przychodzili do niego do domu, prosili o konsultację prac
magisterskich i zawsze chcieli go mieć obok siebie podczas
objazdów naukowych, na co zdrowie już mu niestety nie
pozwalało. Na jego zajęcia uczęszczali także studenci poloni-
styki, biologii i innych wydziałów. Miał łatwość nawiązywa-
nia kontaktów, także z osobami znacznie młodszymi, które
potrafił zarazić swoimi pasjami i inspirować do twórczych
działań.
Sam bowiem był artystą i poruszał się swobodnie po
różnych obszarach sztuki. Miłość do muzyki odziedziczył po
ojcu, Feliksie Rączkowskim, wybitnym organiście, pedagogu
i kompozytorze. Potrafił zagrać na wielu instrumentach, w
tym na organach, i zdarzało się podczas objazdów, że kiedy
zasiadał przy klawiaturze organów w odległym kościele,
miejscowi proboszczowie proponowali mu z miejsca posadę.
Świetnie znał muzykę rockową i awangardową, także tę naj-
trudniejszą, najchętniej słuchając jej na żywo podczas koncer-
tów, również tych dla typowo młodzieżowej publiczności.
O ile muzyka dodawała Mu sił i dostarczała radości, o tyle
wewnętrznego ukojenia szukał w plastyce, którą darzył szcze-
gólnym uczuciem i której pragnął się kiedyś całkowicie po-

święcić. Mało osób wie, że pracował pewien czas jako deko-
rator wystaw sklepowych, robił modele w warsztatach Pol-
skiej Telewizji i bardzo chciał studiować w warszawskiej
Akademii Sztuk Pięknych. Jeszcze jako uczeń Państwowego
Liceum Techniki Teatralnej zaczął rzeźbić, a następnie zajął
się metaloplastyką. Potem przyszła kolej na obrazy olejne o
tematyce religijnej, a wreszcie na abstrakcyjne kompozycje,
które pod koniec życia malował akwarelami, pastelami i
farbami akrylowymi. Te niewielkie obrazki oraz ich kompu-
terowe transformacje autorstwa Jerzego Pełki zostały zakwa-
lifikowane do udziału w Międzynarodowym Biennale Sztuki
Komputerowej w Rzeszowie w 1995 r., niestety jużpo śmierci
Witka. Wspólna wystawa Jego prac i Jerzego Pełki planowana
jest też w Warszawie. Za życia doczekał się prezentacji swych
dzieł religijnych w kościele na Ursynowie, ale niewiele spo-
śród osób zawodowo związanych z Witkiem o tym wiedziało,
ponieważ był człowiekiem bardzo skromnym i nieśmiałym.
Kochał góry, ale właśnie te łagodne, jak Beskid Żywiecki,
Niski czy Bieszczady. Znał je doskonale i póki mógł, wędro-
wał po nich przynajmniej raz w roku, sam bądź z rodziną,
która zawsze była dla niego sprawąnajważniejszą. Dzięki niej
odnajdywał sens życia w najtrudniejszych momentach choro-
by i chwilach zwątpienia. Gdy już nie mógł podołać wymo-
gom normalnej pracy zawodowej, pomagał swej żonie Ma-
rzennie w tłumaczeniu tekstów z języka angielskiego na pol-
ski, między innymi obszernego fragmentu Historii Sztuki
H. W. Jansona, a także wziąłna siebie dużą część jej obowiąz-
ków związanych z prowadzeniem sekretariatu Stowarzysze-
nia Nauczycieli Języka Angielskiego w Polsce. Chociaż oka-
zywał obojętność wobec spraw techniki, posiadł świetną zna-
jomość komputera i umiał ją w pełni wykorzystywać. Za-
chwycał zawsze wszechstronnością, której nawet ciężka cho-
roba nie zdołała ograniczyć. Pracował, malował, grał i słuchał
muzyki do ostatnich dni, umiał się cieszyć każdą chwilą i do
końca chciał być przydatny dla innych. Być może właśnie w
tej najtrudniejszej sztuce, w sztuce życia i cieszenia się nim
wbrew wszelkim przeciwnościom był wirtuozem najwię-
kszym. Imponował tym wszystkim, którzy go bliżej znali,
także osobom najbliższym, przed którymi trudno ukryć sła-
bości. Ale były też one jego największą siłą. Osierocił żonę i
troje dzieci, którym nie było dane nacieszyć się ojcem i bliżej
go poznać jako niezwykłego człowieka. Im właśnie oraz
pamięci Witka dedykujemy to wspomnienie.
Marek Machowski i Krystyna Secomska

470
 
Annotationen